Klasyczny romans z podziałem na role, zabawy w dom, gdzie przeciwieństwo charakteru przyciąga, jak magnes. Mam kłopot ze szkolnymi miłostkami, gdzie niepopularny chłopak wpada w oko dziewczyny, z którą połowa szkoły chciałaby nawiązać kontakt intymny. Kontrasty rzutują na postrzeganie pary, bariery przekroczone, bo nielubiany gość spotyka się z ,,hot girl'', przepaść osobowości zdystansowana na rzecz wspólnych przepychanek. Epizodyczna manga z humorem licealistów. Bywa średnio - oj, średnio. Seria zebrała liczne pochwały, jest stawiana jako wzór romansu, no dobrze, ale co to za opowieść, gdzie mężczyzna jest bardziej interesujący od płci pięknej?! Hori o ,,dwóch twarzach'' jest postrzegana jako piękność. Jako wzór uczennicy, choć z chłodnymi odciskami, skoro odrzuca prośby o ,,chodzenie''. Nie widzę w niej nic atrakcyjnego - może mam nie po kolei w głowie, ale ,,olałbym'' laskę: zupełnie nie interesuje jako obiekt westchnień. Śledziłem, co zrobi chłopak, gdyż Miyamura stanowi clou zabawy - jako jedyny wydaje się wiarygodny na tle cudacznych dziewcząt, z którymi miałbym opory iść na piwo!
W przeciwieństwie do ,,Hige wo Soru'' (które opisywałem w superlatywach) ,,Horimiya'' jako romans nie grzeje!, dziewczyny są zbyt ,,młode'', zza małym seksapilem i zwyczajnie nie w moim typie. No, przepraszam bardzo, ale skoro postacie są zimne, jak stal, to dlaczego miałbym przejmować się wydarzeniami? Nie pomaga epizodyczność - skakanie od scenki do scenki, jak w sitcomie. Nie...