To opowieści o tych, którzy na swoje \"szczęście\", a zazwyczaj zgubę, zawarli związek małżeński. O wszechpotężnych siłach, jakie wpływają na związek, zdających się mieć więcej wspólnego z wyrachowaniem, niźli z miłością. O tym, jak normy społeczne tłumią pożądanie, a ekonomia przeważa nad uczuciami. O byciu bezwolną i naiwną ofiarą, która tylko czeka, jak baran, aż partner albo społeczeństwo dokona egzekucji. O miotaniu się w ciasnym gorsecie społecznych norm, które uniemożliwiają normalną egzystencję. O kobietach, które nie mogąc wybrać do zapylenia jajeczka \"księcia\", wybierają \"pierwszego lepszego\", czyniąc to jednak z najwyższą starannością, tak, by ten, którego wybrały, zapewnił im jak najprzyjemniejsze i najwygodniejsze życie. O mężczyznach zaprogramowanych do usługiwania \"wybrankom swego serca\", czyli zaprzęgniętych do niewolniczej pracy, którym przyjdzie spędzić w tym kieracie całe życie. A także o religii służącej do odwracania uwagi od ciała i przyjemności; Bogu, którego imienia wzywa się, by krępować wszystko co zdrowe i normalne, a także wzbudzać strach; wreszcie emancypacji, która zamiast równości, przynosi, jak w wulgarnym komunizmie, ledwie zrównanie, w ostatecznej konsekwencji także płci. Strindberg za opublikowanie już pierwszej części Historii małżeńskich stanął przed sądem w Sztokholmie, oskarżony o bluźnierstwo przeciwko religii i nieobyczajność. Groziły mu 2 lata ciężkich robót - i gdyby nie to, że proces wzburzył postępowe warstwy społeczeństwa - najprawdopodobniej doszłoby do skazania. W każdym razie nakład został skonfiskowany, a przerażony wydawca, mimo wyroku uniewinniającego, nie kwapił się z rozpowszechnianiem tego kontrowersyjnego dzieła. To niepokojące opowieści pełne goryczy, żalu i złości, że jest tak jak jest. Ale złości twórczej - ich autor, jeden z najwybitniejszych europejskich pisarzy, portretuje sceny z życia małżeńskiego z niezwykłą przenikliwością i literacką wirtuozerią. Pikanterii dodaje to, że pisze nie tylko jako wybitny artysta, ale również jako zdradzony i wykorzystywany mąż, który ma wszelkie podstawy, by nazywać własną żonę \"wampirzycą\". Ale Strindberg, jak chcą tego niektórzy, nie był przysięgłym wrogiem kobiet, on, jak to najlepiej ujął autor przekładu Janusz B. Roszkowski, po prostu: \"...kobiety kochał, tak bardzo, że niekiedy aż ich nienawidził...\"