Ma sześć, siedem lat.
Jej mały świat jest ogromny. Uważność i miłość dziewczynki do wszystkiego wokół, od konia i jodły po larwę pająka i kamyk, są niezmierne. Bliscy jej nie rozumieją.
Wszystko zapisuje kredkami na skrawkach papieru pakowego. Jej składnia jest karkołomna – rytmiczna, mozolna, z dziecięcymi natręctwami i cudnymi naleciałościami francuskimi. Jej słownictwo – osobliwe, momentami nowatorskie, chwilami nieporadne. I też pełne francuskich słów i zwrotów.
Bogactwo świata dziewczynki zadziwia, chociaż jest tylko córką pracownika tartaku w małej osadzie w Oregonie na początku XX wieku, czyli mieszka nigdy-i-nigdzie.
Opal Whiteley przeżywa otaczającą rzeczywistość w sposób mistyczny. Ta jej swoista, dziecięca Pieśń duchowa, mogłaby stać na półce między Walden Henry’ego Davida Thoreau a książkami Astrid Lindgren i Tove Jansson.
Opal nigdy nie ocenia, nie dzieli, nie wytycza granic. Żyje chwilą, w której ma też miejsce dla wielkiej Przeszłości – niemal wszystkim zwierzętom i drzewom nadaje imiona zaczerpnięte z historii Europy, starożytności i mitologii. Skąd je znała? Skąd znała francuski, który był językiem kompletnie niezrozumiałym dla jej rodziców? Skąd u niej niezwykła wrażliwość na naturę i holistyczne pojmowanie świata?
Zagadka Opal Whiteley do dziś nie znalazła rozwiązania – czy jej Pamiętnik jest autentykiem, czy stworzyła go dorosła Opal jako osobisty apokryf?
Czy Chopin nie zachwycał grą jako małe dziecko? Czy Mozart nie skomponował menuetu w wieku sześciu lat? Czy ośmioletnia Sor Juana Inés de la Cruz nie napisała poematu na 360 wersów, a trzynastoletni Albrecht Dürer nie namalował zachwycającego autoportretu? A skoro tak, dlaczego sześcioletnia Opal nie mogła napisać pamiętnika?
Ludzie jej nie uwierzyli. Bliscy się jej wyparli. Drugą połowę długiego życia spędziła w przytułku psychiatrycznym. Dziś jej Pamiętnik czytamy jak list w butelce. Przejmujący list o tym, co ważne.
Książka zawiera wstęp Sylwii Chutnik