Kryminał retro? Co Ty na to? 😉
Przyznaję, że ja dopiero zapoznaję się z tym gatunkiem, powoli, niespiesznie, podążam śladami dawnych zbrodni. Wracam do miast, które kiedyś nazywały się inaczej… Breslau, Glatz, Strehlen… no właśnie.. czy wiesz jak obecnie nazywa się Strehlen? To… Strzelin 🙂 A więc wyruszyłam w podróż po Dolnym Śląsku. Jest rok 1925, zostaje porwana młoda dziewczyna, jak się okazuje ta sprawa może być powiązana z tymi sprzed wielu lat, kiedy to zaginęło kilka młodych Czeszek i nigdy nie zostały odnalezione. Zaczyna się walka z czasem i z przeszłością. Co więcej całe śledztwo przybiera prywatny wydźwięk.
Choć nie czytałam wcześniejszych tomów tej serii to odnalazłam się w całej tej historii.
Wilhelm Klein to postać bardzo enigmatyczna, skrywająca w sobie wiele niewiadomych, pewnego rodzaju mrok, ale jednocześnie bardzo skrupulatna i spostrzegawcza. Bacznie obserwuje każdy szczegół, który przez innych jest niedostrzegany.
Przez całą historię czytelnik wyczuwa posępną, gęstą aurę, pełną niedopowiedzeń, szarości, tajemniczości i strachu, a potęgują to wszystko opisy. Masz wrażenie, że faktycznie przeniosłaś się w czasie, że kroczysz ulicami Strzelina, które nie są bezpieczne. Nie znajdziesz tu bieli i czerni, dobra i zła, bo wszystko jest ze sobą pomieszane, nawet policjanci nie są nieskazitelni.
W takich książkach bardzo lubię takie smaczki, jak chociażby używanie słów, których nikt już nie wypowiada. Właśnie z tego powodu uśmiechnęłam się kilkukrotnie do siebie, ale to był jeden jedyny powód, bo tu nie ma nic do śmiechu.
Ta historia wymagała mojego skupienia. Miałam wrażenie, jakbym cała czas stała gdzieś z boku… jakbym bała podejść się bliżej. Nie żałuję tej wyprawy, ale mam poczucie, że coś mi umknęło.