„To jak w końcu było z tym Hrabalem?” pyta Aleksander Kaczorowski i na całe szczęście do dzisiaj nie poznałem odpowiedzi na to pytanie. Dlaczego na szczęście? Bo Hrabal to mistrz, to tajemnica, którą można poznawać przez całe życie (grafoman ze mnie...).
Biografię Hrabala, wciągnąłem jednym nosem, dziurką jedną, hop i już. Była jak wizyta w praskiej knajpie – siedzisz nad kuflem piwa, kelner serwuje svícková z sosem żurawinowym i knedlíkami, czas mija wolno, w ogóle tego nie zauważasz i czujesz się po uszy unurzany w niezwykłej historii doktora praw, komiwojażera, akwizytora, robotnika w hucie, poety i pisarza w jednym. Raz, dwa, talerz pusty, a opóźniony kufel wola o więcej. Mało? „To dziwny człowiek, ale i Praga jest dziwnym miastem”. To tu prawnik macha łopatą, a pisarz nie wydaje książek – „rzeczywistość to prawdziwy, święty obłęd” – mówi Hrabal, i próbuje ją okiełznać. Spotyka się z Vladimirem Boudnikiem czy nieśmiertelnym Egonem Bondym i tak powstaje „Czuły barbarzyńca”. Żony cudze i swoje, niektóre mogłyby uchodzić za jego córki, załamania nerwowe, walka z szarą, komunistyczną rzeczywistością i nieustanne kuszenie: ulec? Wreszcie radzieckie czołgi na ulicach stolicy, a na koniec pytanie ostateczne: wyskoczył ze szpitalnego okna na Bulovce, czy też ktoś mu w tym pomógł?
No dobrze, wystarczy, bo mógłbym tak długo*, a tu trzeba Kaczorowskiego czytać i Hrabala, w kolejności dowolnej. W zasadzie najlepiej równocześnie.
Chyba nie muszę pisać, czy polecam.
...