Zaiste trudno traktować Zbigniewa Mikołejkę jako poetyckiego debiutanta. Owszem, nie publikował własnych wierszy, niemniej w przepastnej bibliografii jego rozmaitych tekstów, artykuły poświęcone polskiej poezji współczesnej zajmują znaczące miejsce. Mikołejko - jeden z najznamienitszych polskich religioznawców i historyków idei - zwłaszcza w latach 70. i 80. ogłaszał na łamach rozlicznych periodyków teksty egzegetyczne dotyczące bieżących publikacji poetyckich.
Trudno dziś zliczyć autorów, nad których twórczością Zbigniew Mikołejko pochylał się w krytycznym namyśle. Dystynktywnymi cechami tego namysłu pozostawał głęboki namysł filozoficzny i próba rozczytania wierszy w możliwie szerokiej perspektywie interpretacyjnej. Podążał Mikołejko za poezją współczesną, śledząc jej rozliczne przemiany i tropiąc te głosy poetyckie, które stanowić miały o przyszłości polskiej liryki. Nadszedł jednak czas, kiedy Zbigniew Mikołejko postanowił sprostać własnej samoświadomości literackiej i właśnie ukazuje się jego pierwszy tom wierszy zatytułowany ”Gorzkie żale”.
Książka ta ujęta jest w wyraźnych ramach czasowych. Wydaje się, że Zbigniewowi Mikołejce zależy na podkreśleniu konkretności czasu, w jakim powstały te teksty. Czterdzieści wierszy napisanych między 2012 a 2016 rokiem układa się w znacząca opowieść o korozji, gniciu, upadku i zatracie - kreowanych przez autora - dookolnych obrazów świata. Piszę ”obrazów świata”, bo pobrzmiewa w tych wierszach właśnie aliteracyjna obraza i poniekąd odraza do gnilnej natury uniwersum, będącego li tylko rodzajem jednostkowej - więc zawsze poetyckiej - wyobraźni. Estetyka wierszy Mikołejki apeluje pośrednio do barokowej ewokacji horrendum porządku fizycznego i metafizycznego, a śmiercionośna topika wywołuje wrażenie dusznej krańcowości poetyckich ustaleń: ”martwy tor kolejowy / rdza, nędzna trawa i ruiny baraków; / młode osty pną się ku chmurom niczym litanie staruszek; / nawet drzewa nie / chcą / tutaj umierać.” Tak w wierszu ”Ikona” określa Mikołejko żałosny kierunek wertykalnych lamentacji zwróconych ku urojonemu ośrodkowi reglamentacji sensu, jaki ocalać może, tak a nie inaczej ujętą, kondycję biosfery. Poetyckie ikony Mikołejki to obrazy wydrążone z życia, zapładniane wirusem rozpadu, ujęte w ciężkie ramy wyjałowionej symboliki wiecznego trwania. Jeżeli trwamy – suponuje Zbigniew Mikołejko – to faktycznie trwamy do śmierci, grając językiem symboli, w jakich nie pokładamy już nadziei przetrwania gdzieś indziej. ”Gdzieś indziej” bowiem najradykalniej ”nie jest”, gdyż nie posiada żadnej, ontologicznej gwarancji. Język poezji zaledwie opisuje ten ontologiczny deficyt, szybko docierając do granic własnych możliwości. Liryczne możliwości Zbigniewa Mikołejki w ”Gorzkich żalach” są trzeźwo określane: ”siedzę na uniwersyteckim kampusie w słońcu ostrym jak nóż. / Dzień jest leniwy, pokorny. / Drzewa stoją w potopie liści. / Papierosy – jeden za drugim – nie przychodzą mi łatwo, duszą, / zostawiają gorzki ślad na języku. // Nie czekam na nic.” Pokora tak spozycjonowanej podmiotowości stanowi o strategii przyjmowania doświadczenia życia w jego gorzkawej i mdłej deziluzji. Owo nie czekanie na nic staje się rewersem Różewiczowskiej paruzji nicości. To ona przybywa powtórnie, w każdym momencie czasu, który w wierszach Mikołejki jest czasem zerwania z mitem linearnej podróży ku Sensowi. Wiersze Zbigniewa Mikołejki gościnie otwierają się na tą, z góry zapowiedzianą, wizytę. Te wiersze udzielają gościny końcowi naszych spraw i nas.
Krzysztof Siwczyk.