Kto kocha samotne leśne wędrówki, po lekturze „Głuszy” dwa razy się zastanowi zanim wyruszy na łono natury. To ten gatunek literatury, który podsuwa czytelnikowi niezwykle sugestywne obrazy, porusza wyobraźnię i budzi niepokój.
Choć Mark Edwards nie stworzył niczego nowego ani odkrywczego to jego książka przeraża i choć nie raz oglądaliśmy równie straszne filmy chociażby „Wrong turn” czy „Teksańską masakrę” to jednak forma książkowa buduje nieporównywalne napięcie i atmosferę.
A akcja dzieje się na campingu, który zasłynął swego czasu zabójstwem dwójki kochanków, których mord wygląda na rytualny. Od lat owiana niesławą osada była omijana przez turystów szerokim łukiem, ale kiedy inwestor stworzył sielankowe miejsce w dzikiej, urokliwej głuszy okolica i jej mieszkańcy stają się nagle języczkiem uwagi przyjezdnych.
Nie wszystkim jednak wściubianie nosa w koszmarne wydarzenia sprzed lat jest na rękę, a przecież tajemnica do dziś nie została rozwiązana, bo posądzany o dokonanie czynu mężczyzna zniknął bez śladu. Kiedy nagle ktoś próbuje odstraszać turystów, przerażając ich śmiertelnie cała sytuacja przestaje bawić gości ośrodka.
Kto stoi za dawnymi wydarzeniami? Czy to te same osoby, które teraz pojawiają się wśród drzew? Kim są ludzie ukrywający się pod przerażającymi maskami i do czego są zdolni?
„Głusza” to bardzo klimatyczny thriller, który pozostawia na skórze gęsia skórk...