Fragment: Arek zręcznie wymijał koleżanki i kolegów, pragnąc wydostać się jak najprędzej z hałaśliwej gromady. Za nim wlókł się niedbale Rysiek z miną, jak zawsze, odętą i niezadowoloną. „Ach, ten Rysiek - zasępił się na chwilę Arek. - Zawsze trzeba go ciągnąć. Nigdy sam nic nie może zrozumieć. Ale jak już zrozumie, to fajny z niego kumpel” - obronił zaraz lojalnie przyjaciela. Przed budynkiem szkolnym mignęła im Agnieszka, która podskakując na długich nogach szykowała się do przedarcia na drugą stronę ulicy, zapchanej zawsze rozpędzonymi autami. Zadanie to nie było specjalnie łatwe, gdyż szkoła znajdowała się przy jednej z najruchliwszych ulic nadmorskiego miasta Sopotu. Arek i Agnieszka byli bliźniakami.