Co prawda to nie skończyłam jeszcze czytać całej książki, bo to jest jakby rodzaj kalendarza, w którym dzień po dniu przewracamy jedną kartkę i poznajemy słowa przeznaczone właśnie na ten konkretny dzień. To jest taka specyficzna książka, z której czytamy tylko jedną stronę dziennie. Może to nieco dziwne, lecz to jest już moje drugie spotkanie z ta publikacją i przyznam, że nawet wciągnęłam się trochę w to cykliczne czytanie fragmentów Ewangelii.
Wiem, że już od wielu lat jest wydawana ta seria, lecz przez kilka lat kupowałam ją swojej mamie, bo bardzo jej się podobało takie codzienne poznawanie nowej Ewangelii. Teraz, niejako w spadku (mama zmarła w tym roku) ja zamierzam kontynuować tę tradycję. Nie jestem do końca wierną fanką takich publikacji, lecz w czasie wielu pobytów w szpitalu, pomyślałam sobie - czemu nie, może warto poczytać coś zupełnie innego. I jakoś tak się wciągnęłam. Przecież słowa te nie zaszkodzą a nawet więcej, mogą wpłynąć na mnie kojąco, odstresowująco i pozwolą na wyciszenie. W czasie lektury mogę znaleźć czas na refleksję na swoim życiem..., może coś się zmieni na lepsze...
To czytanie "Ewangelii 2024" to jakby mały rytuał, codziennie, zazwyczaj po śniadaniu, zabieram się do tej książeczki i dzień po dniu, małymi kroczkami przemierzam przez fragmenty Ewangelii, ładując się jakby dodatkowym ładunkiem napędzającym na cały dzień.