„Dziewczyny, którymi byłam”, to książka, po której nie oczekiwałam niczego, a dostałam poruszającą i chwytającą za serce historię o krzywdzonej na wiele sposobów nastolatce. Kiedy zastanawiałam się o czym tak właściwie pisze Tess Sharpe doszłam do wniosku, że jest go obraz najpierw dziecka, a potem już kilkunastoletniej dziewczyny, która tak właściwie nie do końca wie kim jest i nie do końca gdziekolwiek przynależy. Od małego zmuszana była do odgrywania ról, których oczekiwała jej matka, czyli zawodowa oszustka.
Tutaj historia dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych, czyli teraźniejszej, w której zarówno nasza bohaterka jak i jej rówieśnicy trafiają w sam środek napadu na bank i muszą zrobić wszystko, żeby przeżyć. Jednak dla mnie dużo mocniejszy wydźwięk ma ta druga część, gdzie przenosimy się do przeszłości i poznajemy historię tego, dlaczego dziewczyna znajduje się w takim, a nie innym miejscu. To historia o barku poczucia bezpieczeństwa, o wykorzystywaniu seksualnym, przemocy fizycznej i psychicznej, o toksycznej matce, o braku przynależności i braku poczucia tożsamości.
To jedna z najlepszych książek tego roku. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie i do dzisiaj gdy o niej myślę, to mam mętlik w głowie. Wam za to bardzo polecam po nią sięgnąć, jeśli oczywiście taka tematyka nie jest dla was zbyt mocna.