"Dziewczyna rajdowca" to książka, po którą sięgnęłam ze względu na wątek F1. Może pamiętacie moją recenzję książki "Racer" - książki pełnej głupot i nieścisłości ze świata Formuły 1. Na szczęście "Dziewczyna rajdowca" poradziła sobie na tym polu dużo lepiej – chociaż nadal nie idealnie.
Mam tylko (albo aż) jedno zastrzeżenie, o którym pisałam już z autorką i wiem, że jest tego błędu świadoma. Wyścigi to coś zupełnie innego niż rajdy. W związku z tym kierowców Formuły nie nazywa się rajdowcami. Uwierzcie, że krzywiłam się za każdym razem, gdy była wzmianka o "kierowcy rajdowym" - a było ich naprawdę dużo, zaczynając od tytułu, a kończąc na ostatnim zdaniu...
Poza tym jednym szczegółem książka jest naprawdę niezła. Wiecie, to taki typowy romans z wątkami erotycznymi - bohaterowie się nienawidzą, potem do czegoś między nimi dochodzi, później jest jakieś nieporozumienie... i tak w kółko. Scen erotycznych nie było dużo – na szczęście, bo nie lubię, gdy dominują one fabułę. Było za to całe mnóstwo przekomarzanek między bohaterami i muszę przyznać, że ich relacja naprawdę się autorce udała. Między Maddie a Jaxem iskrzyło – dosłownie!
„Dziewczyna rajdowca” to książka, która nie zapadnie w pamięć na lata, nie wzbudzi nie wiadomo jakich emocji, ale dostarczy rozrywki na kilka wieczorów. A kto wie, może przy okazji zainteresuje kogoś Formułą 1?