Kto z Was pamięta "Zbuntowanego anioła"?
Dziś przychodzę do Was z książką "Dziewczyna rajdowca" autorstwa Kamili Mikołajczyk. I nie myślcie sobie, że pytanie zadane na początku nie ma z tym związku. A właśnie, że ma. Klimat książki, a zwłaszcza jej humorystyczne fragmenty, skojarzył mi się z serialem z lat 90.
I to było bardzo pozytywne skojarzenie, bo tak jak 20 lat temu byłam fanką zwariowanej Mili i obłędnego Iva, to od kilku dni jestem fanką charakternej Madie i charyzmatycznego Jaxa.
Relację tej dwójki można spokojnie nazwać zwarciem w elektrowni. Kamila Mikołajczyk stworzyła zadziorną silną bohaterkę, zbuntowaną, ale uroczą. Jej cięty język i trafne riposty nie raz wywołały uśmiech na mojej twarzy. Zestawiając Madie z równie upartym, ale lubiącym wyzwania Jaxem i doprawiając całą ich relację szczyptą tajemnic z przeszłości, autorka stworzyła prawdziwą bombę. Dałam się wkręcić w grę pomiędzy bohaterami, w której Jax próbował rozbić skorupę niedostępnej Madie. Obserwolam ich rozwijające się uczucie z ogromną przyjemnością.
Jeżeli miałabym jednym słowem określić tę historię, byłby to wyraz "nasycenie". Ta książka jest nasycona emocjami, wręcz kipi, ten wyraz odnosi się również do kreacji bohaterów i stylu autorki. Jest to typowa historia w stylu hate-love, w której wyścigi samochodowe są przyjemnym tłem.
Chciałabym o nich poczytać troszkę więcej i mam nadzieję, że w drugim tomie uraczymy się scenami z najlepszych światowych torów.
A na tę chwilę nie zostaje mi nic innego, jak cierpliwie czekać i mieć nadzieję, że kontynuacja tej wspaniałej historii szybko trafi w nasze czytelnicze ręce.