Fragment: Krasiczyn Piszę: Krasiczyn, a chciałabym mimowolnie napisać: Zalesie. Jaka jednak w człowieku potężna siła przyzwyczajenia i ...uczuć! Więc Krasiczyn to moja nowa siedziba, miejsce obowiązków, gdzie stać będę na straży ogniska domowego. Tu, pod tym dachem potoczy się moja młodość, moje życie, a ponieważ nie wiem czy znajdę szczęście, czy też łzy na swej drodze — smutno mi.
Już tydzień jak tu jestem. Przyjazd mój do Krasiczyna odbył się wieczorem, w dzień chmurny, deszczowy. Na granicy majątku witali mnie ludzie kwiatami. Zewsząd cisnęli się mnie zobaczyć i czułam się nieswoja, pod setkami oczu — widowiskiem. Potem, gdyśmy skręcali w szpaler zabłysły na chwilę ognie bengalskie. Jednakże prędko deszcz stłumił wszystko i dobre chęci poszły na nic. A mnie było tak nieswojo, tak strasznie, tak smutno i tak samotnie, że najchętniej byłabym usunęła się gdzie w kącik i płakała — z żałości. Ale trzeba było okazywać wesołość, śmiać się, rozmawiać...
Już tydzień jak tu jestem. Przyjazd mój do Krasiczyna odbył się wieczorem, w dzień chmurny, deszczowy. Na granicy majątku witali mnie ludzie kwiatami. Zewsząd cisnęli się mnie zobaczyć i czułam się nieswoja, pod setkami oczu — widowiskiem. Potem, gdyśmy skręcali w szpaler zabłysły na chwilę ognie bengalskie. Jednakże prędko deszcz stłumił wszystko i dobre chęci poszły na nic. A mnie było tak nieswojo, tak strasznie, tak smutno i tak samotnie, że najchętniej byłabym usunęła się gdzie w kącik i płakała — z żałości. Ale trzeba było okazywać wesołość, śmiać się, rozmawiać...