Euforia. To jest to uczucie, które towarzyszyło mi, gdy po latach, znów mogłam zanurzyć się w ten fantastyczny świat, stworzony przez Hoffmanna. Bo nie ma drugiej, tak pięknej książki, która aż krzyczy: Święta! Nie ma drugiej, tak ponadczasowej historii, która wydawana setki razy, urzeka za każdym wydaniem i znajduje coraz to nowe rzesze czytelników. Nie ma drugiej, tak zachwycającej i rozbudzającej wyobraźnię historii. To jakby przebywanie w świeżo upieczonym domku z piernika, gdzie zewsząd otaczają nas zapachy cukru i przypraw, gdzie swe ciepło roztacza trzaskający obok kominek. Tak, nie ma drugiej tak pięknej i przytulnej książki świątecznej. Po prostu wspaniała, zachwycająca. Znowu mogłam poczuć się jak mała dziewczynka! A cała magia Świąt po prostu wylewa się ze stron i razem z oniryzmem i surrealizmem otaczają i porywają czytelnika w swój świat. Takich książek nam potrzeba, które od pierwszych słów obłaskawiają empatią i czarują przekazywanymi wartościami. Pełna nieoczywistości, zostawia w czytelniku nie tylko magię, ale i wór pełen przemyśleń. I oto chyba mam, swoją nową tradycję, czytać Dziadka do orzechów co roku przed świętami, bo on, jak żaden, pozwolił mi na chwilę zapomnieć o rzeczywistości i przeniósł mnie w krainę fantazji.