Memu biednemu kuzynowi przypadł los podobny, jak znanemu Scarronowi.Po raz drugi sięgam po tekst E.T.A. Hoffmanna, którego dziełka cieszą się niesłabnącą renomą i powodzeniem w Niemczech i kolejny raz ta sama obojętność, wręcz niechęć do jego konceptu. Niby rozumiem, czego romantyzm chciał, jednak jego mieszczańskość w niemieckim wydaniu, to puste wielosłowie, przesadna chęć szokowania niesamowitością lub folgowanie wyobraźni polegające nie na rozwijaniu jakiejś oryginalnej wizji, lecz na wymyślaniu losów i cech charakterów ludzi wyłącznie na podstawie widzimisię pisarczyka, który się mieni kreatorem, demiurgiem, bo on "tworzy" - nieważne, że to tylko "vycuc", jak mówią Czesi, czyli treści wyssane z palca - wydało mi się tym razem nie tylko czcze, ale i niesmaczne. Nawet to przekonanie, że cały świat można opowiedzieć przez odniesienie do literatury tchnie mocno papierem: kuzyn-inwalida został Scarronem, bo ten też był literatem-humorystą i inwalidą. Ale Francuz stał się znany nie tyle przez to, co pisał (burleski, parodie i trawestacje), lecz dlatego, że jako ponad 40-letni, przykuty do łóżka inwalida ożenił się z piękną 16-letnią dziewczyną, sierotą pochodzenia szlacheckiego, która zresztą potem została "żoną z lewej ręki" (metresą) Ludwika XIV. To dzięki niej mieszkanie Scarrona stało się salonem literackim a on zyskał możnych mecenasów. Kuzyn narratora (Hoffma...