Jak już wielu zauważyło - świetne pióro Adama Hochschilda sprawiło, że ten reportaż czyta się jak najwyższej klasy kryminał/powieść sensacyjną. Niestety jej treść nie jest jednak wytworem wyobraźni autora, ale porażającą historią losu, jaki król Leopold i jego podwładni zgotowali Kongijczykom.
Całkowicie upraszczając, całość jest historią małego człowieka, który niestety został królem i dzięki temu miał potrzebne instrumenty, żeby wcielić w życie swój chory plan. Obok tego, jest to też historia ludzi, którzy za cel postawili sobie ukazanie światu okrucieństw, jakie w Kongu autochtonom fundowali podwładni belgijskiego króla. Misja warta ekranizacji i jeszcze szerszego opisania, bo pamiętajmy, kiedy rzecz się działa.
Duży plus za dopisanie rozdziału o odbiorze książki, a także o tym jak współczesna Belgia radzi sobie z tym krwawym dziedzictwem.
Długo czekałam na tę książkę - najpierw nie kupiłam jej 10 lat temu (czego długo żałowałam), potem była niedostępna (na pewnym portalu kosztowała ponad 300zł), a gdy ukazało się jej wznowienie, od razu zakupiłam i odłożyłam na półkę. Trochę się bałam, że obraz "Ducha króla Leopolda", jaki wytworzyłam w swojej głowie nie będzie przystawał do tego, co jest fizycznie w książce. Obawy oczywiście okazały się nieuzasadnione, książka jest warta przeczytania, zwłaszcza dla tych, którzy lubią czytać o tych mniej rozpowszechnionych kartach historii, a przy tym preferują pozycje, które nie są napisane sztywnym akadem...