Przedziwna opowieść z południowej granicy (Atlanty) - przepełniona meksykańskim kultem macho, gdzie dusze zmarłych przemawiają obcym głosem. Pamiętliwi południowcy wyrzuceni z nor. Rozrzuca anonimowymi głowami z nabitymi spluwami. Wplątani w nałóg rasistów, podrzędnej mafii kukurydzianej, lichwiarzy czy szaleńców z ulicy, którzy żyją na cudzy koszt. Dla wszystkich niespełnionych wandali oraz złodziei z dzieciństwa - powrót do marzeń w przestępczym światku, gdzie kokaina, amunicja i pliki banknotów stały się dewizą ,,wolności''. Na swój sposób przyciągające - bo kto nie lubi BOOM-BOOM-BOOM (wybuchy!), gdy Ku Klux Klan gromadzi zgromadzenie przeciwko bliźnim oraz krzyżowi. Lekki uśmiech na ustach, kiedy kłamliwa organizacja dostała to, na co zasłużyła.
Jednakże nie potrafię pochwalić ,,Dream Thief'' za przesadną narrację pierwszoplanową, która hamuje rozwój wydarzeń. Za dużo atrakcji, jak na jeden tytuł: Cosa Nostra? (bardziej uboga mafia z dzielnicy), producenci gejowskiego porno, siatka prawnicza czy makiaweliści zachłanni na pieniądz. Nie pomaga anty-bohater historii, który budzi się obok trupa z cudzymi wspomnieniami i zabójstwem własnej dziewczyny. Próbuje wszystkiego: wchodzi w buty zawodowych pokerzystów, bokserów i nadzianych księży. Największą zaletą jest południowy klimat - czuć zapach siarki, nienawiści do zdrajców, a południowcy to mają mentalność zawistnych psycholi, którzy nie popuszczą pasa, nie zwolnią miejsca obcym - wolą własne towarzystwo, z bru...