Domino cierpienia - Patrycja Arendt. - SPOILER.
Długo nosiłam się z tym co napisać Wam w recenzji tej książki, bo przeczytanie jej zajęło mi jeden wieczór. A potem kilkukrotnie do niej wracałam i myślałam.
Jako debiut jest naprawdę ciekawą i nietypową historią, jeśli chodzi zaś o przedstawienie jej na stronach książki to troszkę mniej. Wiadomym jest, że inaczej ocenia się debiut a inaczej kolejną pozycję wydaną przez autora.
Nie chcę Wam spoilerować, ale były momenty, gdzie zachowania bohaterek odbiegały od mojego wyobrażenia.
Jeśli ktoś cię zgwałci, to czy nie masz traumy? Nie jesteś obolała? Od razu idziesz do łóżka z innym? No przepraszam, ale temat gwałtów jest dość delikatny i jeśli przeczyta to osoba, która została zgwałcona, to może mieć odmienne zdanie. Ale oczywiście to historia autorki i absolutnie nie neguję tego, że być może osoba zgwałcona może chcieć iść do łóżka z kimś innym, bo ma twardą psychikę. Niemniej znam co najmniej 2 zgwałcone osoby i żadna z nich nie wykazywała się chęcią chociażby przytulania przez lata…
I takie lekkie podejście do sprawy. Płytkie dialogi. A szkoda, bo cała historia była by naprawdę dobra, gdyby autorka napisała trochę więcej i zrobiła z bohaterów ludzi.
Albo moment morderstwa nr. 2. No nikt nie sprawdził z którego mieszkania wypadła? Kto tam mieszkał/wynajmował/przebywał?
Trochę to naciągane.
Jestem również zagubiona w sytuacji mater...