Próba numer 4. Przebrnięcie przez tą książkę mogę porównać do zrobienia salta z samolotu bez spadochronu i zabezpieczenia, chodzenia po piasku na pustyni (w południe!) w gołych stopach i z nagrzanymi węgielkami na plecach (!!!). Próba przeczytania dwudziestu stron bez westchnięcia jest niemożliwa dla kogoś, kto w literaturze wychwytuje impulsy pretensji, wydumania i sztywnej narracji (z kijem w pupie!). Co za męczące dzieło, za każdym razem, kiedy wmawiam sobie, że dam radę, wycisnę, jak kulturysta dwieście kilo na klatę w siłowni, przebiegnę maraton bez przerwy na drinka, że dam radę nie podniecać się kobietą, którą widzę na ulicy, a ona łapczywie dybie na mnie, żeby porwać do łoża i zrobić jej dziecko, choć nie zapytała o zdanie (!). Jest jak próba wyłonienia Titanica na dnie morza, kupowanie drogich perfumów, których nie potrzebuje, choć wstrętna, natarczywa sprzedawczyni podsyca afirmatywnie, że będę bardziej męski i pachnący. Jest jak próba przepłynięcia Kolorado, Dunaj i Nil bez łódki i prowiantu. Grzebie się z tą literaturą i mam dosyć! Za każdym razem to samo. Długie, męczące zdania, nieporywająca narracja, a ja im dłużej siedzę w tym patologicznym świecie, gdzie jedni drugich chcą wymordować - mam ochotę wziąć bilet na Rio i pokopać piłkę z Ronaldinho na emeryturze.
Ta książka opowiada o Dobrych, Szlachetnych Ludziach, którzy mordują miliony dla jakieś schizofrenii religijnej. Niby porusza poważne tematy o rasach, które zwariowały i szerzą rewolucję, które, z punktu widzenia historycznego, kończą się tragedią, a władza odbija się kosztem osobowości - to cała lektura jest jak zatwardzenie. Po prostu boli! I to tak boli, że mój tyłek prosi o odpoczynek, pies sąsiada zaczyna skamleć, że narzekam, żona chce się rozwieść, bo nie może słuchać, jak walczę sam ze sobą. Mordęga gorsza niż w Sparcie. Co wy wiecie o wysiłku, partacze! Zmierzcie się z ,,Diuną'' - wasze maratony na 5000 m., to jest komedia. Będziecie płakać, zrywać paznokcie, żeby ta książka się skończyła, bo jest to napisane w tak naburmuszonym stylu, i w tak niefascynującym świecie jutra, że masz ochotę kupić 45' i strzelić sobie w łeb, albo zamknąć się w piwnicy i zapomnieć, że świat istnieje.