Nie wiem, czy sięgnąć po drugi tom. Jest w bibliotece, sprawdzałam przy okazji szukania Delirii... Chyba, że nie będę miała co czytać?
Co dostajemy? Świat, gdzie miłość to choroba, gdzie uczucia do kogoś to choroba i trzeba się jej pozbyć za pomocą remedium. I tu zadaje pytanie, które uważni czytelnicy, proszę, skorygujcie - skoro uczucia zostają wymazane przez remedium, to jakim cudem zostaje bagaż negatywnych emocji oraz tam chyba było coś o tym, że ciotka Leny nie chce 'oczernić' swojego nazwiska (przez to, że zajmuje się córką sympatyczki, samobójczyni - jej siostry) - wnioskuję z tego, że Ciocia dba o opinię o swojej rodzinie. Czyli de fakt obchodzi ją co inni o niej myślą, chociaż jest po remedium i generalnie powinna być obojętna na to. A z innej strony - skoro się w pewien sposób obawia o swój wizerunek, wizerunek jej rodziny - bo za jakikolwiek przejaw amorchoroby wyciągane są konsekwencje - czy to nie znaczy, że jej na dzieciach, mężu, Lenie, Grace zależy? Skoro jej zależy czy to czasem nie jest malutka dawka, ale jednak, miłości? Tak, to moja teoria spiskowa dotycząca świata w Delirium, ale kiedy czytałam (zachowania i dialogi i tak dalej osób wyleczonych) to miałam wrażenie, że coś nie pasuje, że nie zachowują się jak wyprane z emocji osoby. Ten świat do mnie nie przemawia. O ile mogłam wyobrazić sobie głodowe igrzyska, Wielkiego Brata Orwella i mitologiczne podejście Jacksona, to tutaj nie pasuje mi widok radosnej rodzinki, gdzie rodzice nic do siebie nie czując spłodzili dziecko, codziennie siadają do stołu i opowiadają co robili bez emocji, matka nie chucha i dmucha na pociechę, lecz zwraca się do niej jak do jakiegoś stworzenia, co wypełzło jej z macicy. No nie.
Lenka jest udana. Jakieś sto stron pitoli o tym, jak dobrze będzie się jej żyło ze swoim SPAROWANYM (kurde, brakuje mi jeszcze słowa inseminacja, zamiast seksu, by bardziej pasowało, prawda?) chłopakiem, urodzi mu dzieci i wychowa na przykładnych obywateli Portland. To mnie zdziwiło, bo do tej pory bohaterzy utopii buntowały się przeciw systemowi, nie widzieli ich zalet (o ile jakieś były). Lena po zapoznaniu się z Alkiem powoli przewartościowuje. Że może jednak mama nie była wariatką. Że może nie jest tak źle kochać. Że może remedium cośtam. Szybko przeszła przez 5 etapów zmiany i stała się butną, odważną, troszkę kłamliwą osóbką.
Zdziwiło mnie, że impulsem do zmiany byłą Hana. A jeszcze bardziej dziwna była jej odpowiedź na ... ha! Na coś, co jej Lenka zaproponowała. Byłam pewna, że się zgodzi. Może wizja trójkąta w lesie przeszkodziła w tym?
Alex - nie mam nic do powiedzenia. Cośtam mu w głowie siedzi, jeszcze nie wiem co.
No dobrze, ciekawi mnie trochę czy sobie Lenka poradzi, ale obawiam się utknięcia w środku drugiego tomu, bo coś tam mi się nie spodobało.