Czytanie niektórych książek to prawdziwa przyjemność i taką właśnie odczuwałam, kiedy czytałam drugi tom ,,Niechcianego spadku".
,,Ogłuszył ją huk. Poczuła tylko, jak jej głowa uderza mocno w zagłówek, a potem odbija się i ląduje na kierownicy. Zanim straciła przyjemność, kątem oka uchwyciła postać Małgorzaty zbliżającej się do samochodu. Wtedy zrozumiała, że nie ucieknie od swego przeznaczenia".
Początek bardzo mi się podobał, bo w skrócie przedstawił co działo się w części pierwszej. To było wspaniałe, gdyż cała opowieść odżyła w mojej głowie i mogłam z uśmiechem czytać jej kontynuację. Uwielbiałam jej dar przepowiadania przeszłości i sposób w jaki on się ukazywał. Wiem, że tacy ludzie naprawdę istnieją, tym bardziej książka bardzo przypadła mi do gustu. Podoba mi się również tok prowadzonej historii. Niekiedy jest tu bardzo smutno, bywają bardzo nerwowe sytuacje, lecz autorka ukazuje nam je z bardziej delikatnej strony. Nawet ich nerwy, czy też stresy bywają w dużej dramaturgii, lecz czujemy gdzieś tam na boku, że ktoś nad nimi czuwa. Dosyć ciekawą postacią jest tutaj ciotka Hani, która wciąż ma wiele nieodkrytych sekretów. Niektóre z jej darów niestety dziewczyna pozna na własnej skórze. Zapewne gdyby wiedziała, że w takim kierunku wszytko podąży, nie próbowałaby w tomie pierwszym odnaleźć ciotki. Tutaj jednak jest na tyle dorosła i rozwinięta, że zauważa swoje poprzednie błędy. Z naiwnej kruszynki stała się pewną kobietą, która już wie gdzie czai s...