"Po obcowaniu ze śmiercią zawsze następuje chwila wewnętrznej zadumy. Przypomnienie własnego kruchego istnienia."
To zdanie jawi mi się jako bardzo dobre podsumowanie tej książki. Brytyjski pisarz potrafił stworzyć taką atmosferę, że nawet jak się chwilowo nic strasznego nie dzieje, to na plecach wciąż czuć oczy i oddech strachu. Strachu, który nam przypomina właśnie o kruchości istnienia. Nawet ci nieświadomi tego strachu, jak starzec z demencją czy lekko upośledzony chłopiec nie są wolni od czyjejś nienawiści i czyhania na ich życie, od zemsty...
Bardzo mi się podobała ta książka, ta atmosfera i to jak pokazane jest to, że dzieci, zwłaszcza te niczyje, sieroty nie mają prawa decydować o niczym, zwłaszcza o sobie samych. Dodatkowy plus daję za wstawki o Tormondzie, o tym jak się zachowuje i co się dzieje w głowie człowieka z postępującą demencją. To też świadczy o kruchości człowieka jako organizmu, nikt nie wie, czy nie wstanie rano i nie okaże się, że nie rozpoznaje swojej twarzy w lustrze...