Za pomocą książek zwiedziłam już pewnie pół świata, choć nie ma co ukrywać, że zdecydowanie najczęściej trafiam do krajów anglosaskich i oczywiście do Polski, bo do literatury skandynawskiej nie potrafię się przekonać. Tym razem jednak zapuściłam się w zupełnie nieznane mi wcześniej rejony.
"Człowiek, który chciał wszystko wiedzieć" to trzeci tom przygód Awiego Awrahama. Nie czytałam dwóch wcześniejszych, zmylił mnie opis, w którym pojawiła się informacja, że to pierwsze śledztwo komisarza w sprawie zabójstwa, dla mnie było to równoznaczne z tym, że to początek serii, w końcu kryminał wymaga trupa, ale widocznie wydawca uważa inaczej. Nie miałam jednak problemu z odnalezieniem się w wydarzeniach, więc wnioskuję, że poszczególne części nie są ze sobą ściśle powiązane, a życie osobiste policjanta jest na tyle klarowne, że i tu nic nie wzbudzało moich wątpliwości.
Staram się nie być ignorantką, jednak nie da się też interesować wszystkim, więc akurat o Izraelu i jego kulturze wiem niewiele, dlatego nie miałam pojęcia jaki klimat mnie czeka. Niestety nie przypadł mi do gustu. W samym zamyśle był spory potencjał i gdyby przełożyć go na warunki choćby amerykańskie, to mógłby z niego powstać rasowy, wyrazisty kryminał, a tak... dla mnie było podobnie jak w literaturze skandynawskiej - sennie, rozwlekle i bez polotu. Jeśli cała oś fabularna oparta jest o śledztwo, to dla mnie niedopuszczalne jest, by sprawca stał się oczywisty po pierwszych stronach, nie przy...