Jak to jest być bezdomnym i żyć na dworcu?
Szanowny Panie Autorze! Dziękuję za tę książkę, za nieoczekiwaną lekcję empatii i pokory, za otworzenie oczu by widzieć, a nie tylko patrzeć, by nie odwracać oczu, bo tak wygodniej.
Właśnie skończyłam lekturę i tyle we mnie buzuje emocji, że nie wiem od czego zacząć. A bardzo mi zależy, by choć parę osób zachęcić do przeczytania tej niezwykłej opowieści, jeśli nawet nie prawdziwej, to takiej, która mogła się zdarzyć. Bo takie historie się dzieją pod naszym nosem. A ta była taka:
- pół-Ukrainiec, pół-Polak Markijan, młody, przystojny, wykształcony, przyjeżdża do Polski do pracy
- ma pecha, niefortunny traf sprawia, że bez własnej winy z dnia na dzień traci wszystko: pracę, dach nad głową i cały dobytek
- zostaje bezdomnym, ląduje na gliwickim dworcu
- początkowo ma nadzieję, że to stan przejściowy
- wkrótce zaczynają się nieszczęścia na dobre, głód, ziąb, upokorzenie, samotność i wyczekiwanie na jakąkolwiek doraźną pomoc, bądź podpowiedź, gdzie tej pomocy szukać
- bez żadnego wsparcia, zdany tylko na siebie, bezradny, ale jeszcze ma nadzieję, stara się walczyć
- a potem to już tylko równia pochyła, powoli stacza się na dno
- jest zupełnie sam ze swoim nieszczęściem. Człowiek na marginesie życia
„… Nie ma nawet jednej pary oczu, by na niego patrzyła, jednej głowy, by o nim myślała. Niedostrzegalny. Przezroczysty. Iluzja. Pan nikt - człowiek, a nie człowiek…"
Gliwi...