Od najmłodszych lat uwielbiam horrory, zwłaszcza te o zombie. Filmy George A. Romero, oglądane namiętnie do dziś, miały największy wpływ na mój gust, również czytelniczy. Apokalipsa zombie to mój ulubiony motyw w literaturze, od "The Walking Dead" po rodzime "Szczury Wrocławia". Książki o tej tematyce pochłaniam bez względu na wydanie, objętość czy autora. Dlatego bardzo chętnie dołączyłam do grona recenzentów "Czasu zagłady", historii o końcu świata i apokalipsie zombie. Czy książka spełniła moje oczekiwania?
Fabuła skupia się głównie na dwóch bohaterach i ich rodzinach. Hakerka Dolly przez przypadek wpada na trop tajemniczego spisku, który może sprawić, że cały świat zacznie walić się w gruzy. Kapitan James Allen zaś robi wszystko, aby temu zapobiec. Bardzo podoba mi się kreacja bohaterów, są wyraziści, wielowymiarowi i wykazują się całą gamą emocji. Autorka bardzo dobrze scharakteryzowała zarówno głównych bohaterów, jak i postacie drugoplanowe. Książkę czyta się świetnie, akcja pędzi niczym w najlepszym filmie sensacyjnym: zamachy, spiski, porwania, ucieczki, walka o przetrwanie. Wszystko zaczyna się od ataku terrorystycznego w Waszyngtonie, za którym stoi bezwzględna grupa przestępcza, znana jako Syndykat Braci Zjednoczonych. Potem następuje eskalacja wrogich działań i do ataków dochodzi również w innych miastach. Autorka ma bardzo lekkie pióro i umiejętnie buduje napięcie, co powoduje, że nie sposób odłożyć tej książki ani na chwilę. Powieść się nie dłuży,...