Wyjątkowa, choć wydawałoby się prosta historia z podwójnym dnem, opowiadająca o ludzkiej głupocie, zawiści i sile przywiązania, ale także o strachu i uprzedzeniu.
Gniewicha kolejny raz zdobyła moje serce, a Korzeń skradł je ciemną nocą. Opatulona przez słowiańskie obyczaje, legendy i magię, książka opowiada o ludziach, którzy wcale tak naprawdę nie zmienili się przez tysiąc ostatnich lat.
To także bardzo ciepła opowieść pokazująca, że pozytywne uczucia potrafią zdziałać więcej przeciwko złu niż sam żerca - czy jest to zło zalęgłe w mrocznym borze, czy też w ludzkich sercach.
Tym razem książka była dłuższa niż część pierwsza i jeszcze lepiej dane mi było poznać postacie, które zdążyłam już polubić, a i pojawiły się nowe, jak Świstunka czy Żywka.
Kocham czystą słowiańskość tej serii. Jest niczym łyk mocnego miodu w chłodny dzień. Autorce udało się przenieść mnie do innego, dawno minionego świata, bym mogła poznać Leszego, Czaruchę czy utopce.
A także pewną kozę, która uwalnia we wszystkich żądzę mordu :)