Czerwiec, rok 1884
Rozwód sprawił, że stałam się czarną owcą w mojej rodzinie.
Trzy życiorysy i trzy powody, dla których ktoś (tu za każdym razem kobiety) staje się "czarną owcą". Trzy pruderyjne rodziny, dla których opinia otoczenia jest ważniejsza od dobra własnego dziecka. Jedynym wyjątkiem jest współczesny ojciec ostatniej bohaterki. Bo każda z 3 historii dzieje się w różnych czasach: 1884 - 1975 - 2020 rok. Zmieniają się normy społeczne, zmniejsza się presja społeczna, ale te "czarne owce" wciąż znajdują powody, by poszerzać pole własnej wolności. Autorka dodatkowo stawia tezę, że to właśnie dzięki nim się ono poszerza i, choć to stwierdzenie może się wydać nieco obrazoburcze, właśnie dzięki nim rodziny miałyby się lepiej przystosowywać do czasów, w którym wypadło im żyć. Z czym więc przychodzi walczyć bohaterkom powieści?
Emilia / Warszawa, 1884
(...) czytając powieści, coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że miłość cielesna powinna być piękna.
Córka bogatej rodziny (mieszczańskiej lub mieszczańsko-szlacheckiej) marzy o wyjściu za mąż. Gdy wreszcie ma to za sobą, okazuje się, że to nie taki znów miód. Kobieta jest ubezwłasnowolniona: jej posag przechodzi w ręce męża, on jej się nie musi z niczego tłumaczyć, powszechnie uważa się, że żona ma siedzieć w domu i milczeć. Tyle że rezolutna kobieta może mieć większe ambicje, a gdy jest wykształcona i na dodatek czyta książki, to jeszcze chce być szczęśliwa, jak w romansach. A w tym czasie szczęście to produkt tylko dla bogatych i niezależnych, a poza tym ściśle reglamentowany i nie przewidziany w małżeńskim pakiecie. I gdy w szukaniu szczęścia rodzina nie pomaga, to już znikąd nie można oczekiwać pomocy. No, chyba, że się ma znajomą w ruchu emancypantek... Chodzi więc o prawo do samodzielności i prawo do szczęścia.
Autorka nie odrobiła zadania domowego z historii fotografii: w latach 80ych XIX w. nikt już nie wykonywał dagerotypów. Przegrały konkurencję z lepszymi technikami (m.in. z kolodionem) już ok. roku 1860...
Iwona / Poznań, 1975
Córka fryzjerki czuje się lesbijką, ma partnerkę i, choć próbuje "być normalna", nie jest w stanie się przemóc, by pod naciskiem rodziny wyjść za ustosunkowanego syna wysoko postawionego SB-ka, który może załatwić wszystko: lepszą pracę, albo też pobicie przez zbirów. Chodzi o prawo do bycia homoseksualist/ką.
Sandra / Poznań, 2020
Para "czarnych owiec" w swych rodzinach: Krzysztof, bo nie kontynuuje lekarskiej tradycji rodzinnej, a Sandra ponieważ nie chce mieć dzieci. Nikt im wprawdzie niechęci do posiadania potomstwa zabronić nie może, więc "wolnoć Tomku..." Ale bywa, że natura sama przygotuje niespodziankę. Na szczęście Socha nie domaga się od razu bezwzględnego prawa do aborcji - dostrzega bowiem lepsze rozwiązania. Chodzi o prawo wyboru kobiety do tego, czy chce być matką, czy nie.
Każda z 3 części składa się z 11-13 pomniejszych rozdziałów, a bez wyjątku rozpoczynają się od wpisu do dziennika bohaterki (Emilia), listu pisanego do ukochanej, który ląduje w szufladzie (Iwona) lub wypowiedzi różnych kobiet, które nie chcą mieć dzieci (Sandra). Socha pisze o wszystkich powyższych problemach dość przekonująco (niekiedy aż łopatologicznie) - przyjmujemy optykę bohaterek. Wynika to m.in. z narracji: ich rodziny/potencjalni partnerzy są przedstawieni jednoznacznie negatywnie, bez żadnego światłocienia. Bohaterki są za każdym razem uciśnioną niewinnością. Zmienia się to tylko wtedy, gdy postaci z ich otoczenia albo sami zostaną dotknięci zdradą (matka Iwony), albo od początku wykazują więcej empatii do dziecka (ojciec Sandry). Jednak praktycznie w każdym przypadku to rodzina stanowi dla bohaterek źródło opresji, a pomoc i zrozumienie otrzymują od osób obcych lub przyjaciół, co - czysto statystycznie - jest chyba trochę wypaczoną perspektywą? Zwornikiem tych trzech wątków jest porwany welon, który, mimo sprzedaży obcej osobie, wciąż - o dziwo - pozostaje w rodzinie.
Książka - przez swą problematykę i sposób narracji - przeznaczona jest raczej "od kobiet dla kobiet", choć zapewne może być pouczająca i dla męskiego czytelnika.