Czy uważasz, że przeszłość przodków ma wpływ na nowe pokolenia? Czy sądzisz, że historia lubi zataczać koło i na nowo się powtarzać? 💬
„Córka z Genewy” to już czwarty tom z cyklu Utracone córki autorstwa Sorayi Lane. Na wstępie od razu zaznaczę, że pomimo iż te historie łączy pewien element i swego rodzaju schemat, to można je czytać niezależnie od siebie, co według mnie jest ogromnym plusem.
W tej części przenosimy się do Szwajcarii, gdzie autorka splata ze sobą losy dwóch kobiet – Delphiny oraz Georgii. I chociaż dzielą je pokolenia oraz kilometry, to łączy je rzadki różowy szafir oraz rodzinne więzy.
Zgodnie ze schematem cyklu otrzymujemy tutaj dwa ramy czasowe, liczne retrospekcje i dwie odrębne historie kobiet, których życie odbiegało od tego, jakby sobie życzyły. Jednak wczytując się w powieść, dostrzegamy, jak te dwie odrębne historie wzajemnie ze sobą współpracują, ściśle współgrają i doprowadzają do zakończenia, o jakim nawet nie śniliśmy. Bo pod tą wielopoziomową i złożoną historią kryje się cudowna powieść obyczajowa o lekko dramatycznym zabarwieniu, ale nieprzekombinowana, sprawiająca, że nie można się od niej oderwać.
Śmiało można napisać, że książka ta to jedno wielkie wspomnienie, opowieść o przeszłości, ale i konfrontacja zamierzchłych czasów, gdzie możemy zestawiać ze sobą zachowania i światopoglądy bohaterów, odczuwać ich emocje, a także wzruszać się ich losami. „Córka z Genewy” to nic innego jak powieść o kontaktach międzyludzkich, uczuciach, codzienności i życiu w społeczeństwie. Wśród tej całej historii można odnaleźć wiele elementów zmuszających do refleksji i głębszych przemyśleń.
„Córka z Genewy” to chyba, jak do tej pory, najlepsza część całego cyklu. Wszystkie historie poruszyły moje serce, ale ta ma w sobie coś szczególnego, czego zabrakło w innych. Co to takiego? Przyznam szczerze, że sama nie potrafię określić, o co chodzi, ale ewidentnie ta historia pozostanie na długo w moim sercu. Serdecznie POLECAM!