,,Nad kołnierzem, w miejscu gdzie powinna się znajdować twarz, można było dostrzec jedynie ciemność. Jednolicie czarna głowa przypominała ziejącą pustkę, z której w ciszy buchały smoliste płomienie. "
Ta książka jest całkowitym przykładem jak zło potrafi niszczyć dobro i jak dobro w ogóle się nie opłaci. W świecie z książki ludzie, którzy chcą pomagać innym płacą za to srogą cenę, a uczciwi wciąż są biedni, choć marzą o wzbogaceniu. Te aspekty są bardziej stwierdzone niż ukazane. Świat opanowały cienie i trwa nieustająca walka, gdzie przelewa się krew, pękają krtanie, albo odlatują głowy walczących. Walka z samymi cieniami niby jest straszna, ale kiedy na karty opowieści wkracza widmo, robi się jeszcze bardziej niebezpiecznie. Krew tryska na wszystkie strony, gdyż przeciwnicy nie spodziewali się ujrzeć tak ogromnej mocy. Miałam jednak wrażenie, że ludzi do walki nie brakuje, a ich porażka nie była jakoś szczególnie udramatyzowana. Robili co mogli, by reszta była bezpieczna, nawet nie licząc się z tym, że w każdej chwili mogą ponieść śmierć. Same cienie są ogólnie opisane, niby potrafią wykorzystać sytuację, jednak brakowało im konsekwentnego myślenia. Główny bohater wciąż z nimi walczy, starając chronić się tajemnicze kamienie, dzięki którym wciąż mogą być bezpieczni. Jednak wszystko ma swój kres, nawet ich moc. Co zatem musi zrobić, by nie zburzyć tego, co do tej pory mieli? Wiecie co, pomimo ogromnej liczby wrogości i mordów, to nie jest wulgarna opowieść. Czy...