Cień znad jeziora to kolejna powieść Adama Zalewskiego, w której splatają się losy bohaterów dwóch wcześniejszych jego powieści, Białej Wiedźmy i Rowerzysty. Powieści, których przeczytania nie miałam dotychczas przyjemności zaznać, co w najmniejszym stopniu nie stanowiło przeszkody, by rozkoszować się ów lekturą, a co z pewnością niebawem zmienię. Cedar Peak to niepozorne miasteczko w amerykańskim stanie Maine. Iluzorycznie beztroskie zacisze, bowiem nieoczekiwanie, niczym kamień w wodę zaczynają przepadać tutaj ludzie. Jedynie starzy, doświadczeni przez los mieszkańcy przeczuwają, z jak potwornym zagrożeniem ponownie przyjdzie się im zmierzyć. To pobliskie leśne jezioro, owiane mroczną indiańską legendą, ponownie wskrzesi swoje duchy, energią potężniejszą, niżby można początkowo przypuszczać. Horror, który brawurowo rozegra się na kilkuset stronach powieści, niejednokrotnie przyprawi czytelnika o dreszcze. Dreszcze, i częste rozgoryczenie. Kiedy to kolejny, ledwie co bliżej poznany bohater, znienacka, ulegnie bezlitosnemu unicestwieniu. Akcja powieści mknie niczym rwący strumień, bystro i nieprzewidzianie, a zafrapowany czytelnik nawet się nie spostrzeże, kiedy dobrnie do kresu koszmaru. To wyrazista, przekonująca, i budząca grozę proza. Powieść pełna mrocznego uroku, trzymająca w napięciu do ostatniej strony, powinna usatysfakcjonować najbardziej wybrednych wielbicieli gatunku.