Gruby Charlie niespecjalnie dogadywał się z ojcem, tak delikatnie mówiąc. Właściwie nie ma się co dziwić – pan Nancy podejście do wychowywania swojego syna miał dość ekscentryczne, przez co chłopak niejednokrotnie stał się pośmiewiskiem. Mimo upływu lat Charlie nie wybaczył ojcu tych upokorzeń. Jego narzeczona nie może tego zrozumieć i bardzo nalega na zaproszenie ojca Charliego na ich ślub. Kiedy chłopak poddaje się i dzwoni do starej znajomej, by uzyskać jakiś kontakt do swojego ojca, ta informuje go, że jego ojciec niedawno zmarł. Gruby Charlie pakuje swoje manatki i leci na pogrzeb, w najgorszych snach nie podejrzewając, jak bardzo stary dziad wywróci jego życie do góry nogami, nawet po swoim zejściu z tego świata.
Historia momentami zabawna, momentami z zacięciem sensacyjnym, a na końcu będzie morał – brzmi jak przepis na produkt idealny, jak te wszystkie ciasta w proszku, co nie mają prawa się nie udać. Mnie „Chłopaki Anansiego”, mimo dodania powyższych składników, nie wprawiły w szczególny zachwyt. Gruby Charlie musiał odnaleźć samego siebie, jak chyba każdy z nas – na tym polega proces dojrzewania.