Czy jest możliwy kraj, w którym każdy obywatel dokonuje takiej autocenzury, że autorytarna władza nie musi go nawet kontrolować i obawiać się 'myślozbrodni'? Według Kaia Strittmattera Komunistyczna Partia Chin (KPCh) przy wykorzystaniu technik cyfrowych buduje narzędzia, które mają pomóc ten cel osiągnąć. "Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura" jest jego osobistym dziennikarskim spojrzeniem na Państwo Środka po latach spędzanych na obserwacji z bliska tego 'cudu gospodarczego'. W książce opisuje chińską inżynierię społeczną, dokonywaną 'klasycznie' od lat, dodając współczesne procesy 'cyfrowej przemocy', którą uprawia aktualny przewodniczący KPCh Xi Jinping. Tego ostatniego elementu, wbrew tytułowi, nie ma jednak zbyt dużo (a może niepotrzebnie liczyłem na więcej?), czym mnie Strittmatter trochę zawiódł. Jest za to sporo wypowiedzi dysydentów, ciekawych analiz i przykładów różnych poziomów przemocy i rozbudowanych mechanizmów autopromocji Chin na arenie międzynarodowej. To 'z lotu ptaka' wspaniale naoliwiona maszynka do wszechogarniającej i paraliżującej kontroli 1/5 Ziemian, która gospodarczo zaczyna dominować nad pozostałymi 4/5 świata. Dziennikarz szuka w tym obrazie rys czy pęknięć, które dawałyby nadzieję. Nikt nie wie, w jakim stopniu jest szansa na pomoc Chińczykom w odejściu od ich zdeformowanej egzystencji zbudowanej na strachu wzmacnianym ostatnio ponętnym urokiem konsumpcjonizmu i nacjonalizmu.
Można pisać o Chinach długie monografie, analizować stopień zgodności rzeczywistości z Orwellowskim światem, wyliczać przypadki inwigilacji, techniki niewoli umysłu, przyczyny i konsekwencji ofensywy gospodarczej. Wydaje mi się, że zarówno krótko i najpełniej samonapędzającą się wewnętrzna logikę przemocy, która pozbawiona moralnych wątpliwości staje się zupełna, opisuje konstrukcja zbudowana przez chińskiego artystę i przytoczona w książce:
1. Inaczej myślący są przestępcami.
2. Tylko przestępcy myślą inaczej.
3. Różnica między przestępcą a nie-przestępcą polega na tym, że ten pierwszy myśli inaczej.
4. Jeśli sądzisz, że w Chinach są inaczej myślący, to jesteś przestępcą.
5. Tutaj dlatego nie ma inaczej myślących, że wszyscy inaczej myślący od dawna stali się przestępcami.
Równie celnych i ciekawych przykładów mechanizmów zniewolenia w opiniowanej publikacji jest więcej. Dziennikarz skupił się na przykładach postaw garstki Chińczyków, którzy przy użyciu Internetu, starają się protestować, czasem płacąc najwyższą cenę, szczególnie jeśli zmuszeni są wykorzystywać narzędzia kontrolowane przez władze. Książka wylicza wiele narzędzi 'równoległego świata' cyfrowej rewolucji, które Chiny stworzyły - przeglądarki, komunikatory, portale społecznościowe, które robią to samo, co znane nam narzędzia, tylko za akurat nimi stoi armia kontrolerów (w 'naszym świecie' oni też są, ale nie mają tak jednolitej i zwartej grupy ideowych mocodawców zasiadających w Komitecie Centralnym, no i u nas jest prawo do obrony przed sądem). Ogrom wszechogarniającej machiny kontroli najlepiej uzmysławia fakt, że ilość środków kierowanych przez KPCh na 'obronność wewnętrzną' jest wyższa niż na klasycznie pojmowane inwestycje zbrojeniowe.
Strittmatter stara się skupiać na najnowszych emanacjach chińskiej przemocy wykorzystującej technologie informacyjne. Nie jest jednak ekspertem informatycznym i raczej przedwcześnie kreśli obraz chińskiej sztucznej inteligencji (AI), która miałaby za chwilę zacząć przypominać filmowy matrix. Z innych lektur wiem, że nie jest to takie proste i pewne, że AI mamy 'za rogiem'. Nie potrzebujemy jednak pełnej realizacji świata, w którym człowiek dostarczałby energii do trwania beznamiętnej machiny 'krzemowej inwigilacji'. Czytając "Chiny 5.0", choć znałem mechanizm, to niemal przeraziłem się skalą eksperymentu oceny punktowej człowieka zastosowanego już w praktyce. Mieszkańcy Rongcheng funkcjonują na podstawie zliczanych im punktów, które dostają za 'ucztowość' i tracą za 'niegodziwe życie'. Mnóstwo detali codzienności i niemal wszystkie postawy społeczne są sumowane do liczby, która decyduje, czy dostaniemy kredyt, czy będziemy godni pojechać koleją, załatwić coś w urzędzie. Porażająca wizja sprowadzenia człowieka do zdeterminowanego zewnętrznie automatu, któremu wolno to, co wynika z ustaleń partii. Czysta forma niewolnictwa ciała i duszy.
Dziennikarz sporo miejsca poświęcił na zbudowanie obrazu 'przeciętnego Chińczyka' XXI wieku, który już nie potrzebuje buntu (młodzieńczego, ideowego, poszukującego nowych dróg), bo wyrósł na beznadziei i z wdrukowanym poczuciem, że świata nie zmieni. Został moralnie zaszachowany przez narzędzia w rękach władz, która posiada bezmiar informacji do oskarżania kogokolwiek o cokolwiek. Takiemu obywatelowi daje się dostęp do informacji w smartfonie, a że jest ona odfiltrowana z pewnych treści, to nic szczególnego. Każdy przecież żyje w 'bańce informacyjnej'. Zapomina się niestety o tym, że w demokracji każdy dokonuje wyboru, a w Chinach jest mu on nieodwołalnie narzucony. Strittmatter pokazuje w kilku miejscach takie społeczne mechanizmy a-moralności i formowanej w człowieku bezduszności, oferującej w zamian konsumpcję dóbr gospodarki, która kanalizuje i łagodzi frustracje. Chińczyk ma być szczęśliwy z gadżetem skrojonym na miarę oczekiwań KPCh i pozostać infantylnym białkowym nośnikiem genów do wytworzenia przedstawiciela następnego pokolenia budującego potęgę partii w przyszłości.
"Chiny 5.0" jest ciekawie udokumentowaną w postawy intelektualne pracą - od skrajnego wiernopoddańczego myślenia profesorów uczelnianych i prezesów spółek hi-tech, po bezkompromisowych i odważnych krytyków systemu. Oczywiście Strittmatter stawia kilka tez, które są dyskusyjne, nie wyczerpuje niewątpliwie tematu. Łatwo mogę sobie wyobrazić krytykę, że 'chińska przeciwwaga' dla monopolu Doliny Krzemowej jest potrzebna, że demokracja nasza jest fasadą, że Xi Jinping niczym nie różni się od dyktatu UE. Na takie postawy stać jednak tylko obywateli, którzy żyją w wolnym świecie, gdzie z reguły niezawisły sąd orzeka o winie. Piewca takiego relatywizmu zmieniłby szybko zdanie, gdyby jego własne dziecko dokonało denuncjacji do lokalnej komórki partyjnej, w efekcie czego zniknąłby na długie lata z przestrzeni publicznej. Być może trzeba dużej wyobraźni, by docenić nasz Zachodni świat, mi jednak wystarczy, że ta książka potwierdza możliwość realizacji wizji Orwella.
DOBRA Z PLUSEM - 7.5/10