Klasyk w Stanach Zjednoczonych, który powinien znać każdy, choćby na wyrywki. Czytane dziecku do poduchy - bawi oraz porusza kilka istotnych spraw dla ich rodziców. Fabuła bazuje na prostych założeniach - malutki Charlie żyje w biednej rodzinie, którą nie stać na wystawne kolacje czy drogie słodycze. Niedaleko domu stacjonuje fabryka czekolady, w której właściciel (Willy Wonka) ma w zanadrzu do rozdania prezent w postaci pięciu żółtych biletów. Zamierza zaprosić do swojej fabryki szczęśliwe dzieciaki, które wylosują wspomniane bilety z tabliczek czekolady zakupionych w sklepie. Chce wprowadzić maluchy do potężnego kompleksu, gdzie czekolada płynie szerokim strumieniem, a pracownikami są karakany, którzy pochodzą z miejsca, gdzie uwielbia się ziarna kakaowca.
Przede wszystkim opowieść płynie wartko i bez zastojów. Jako dorosły człowiek bawiłem się tak samo dobrze, jak mała pociecha, choć doceniałem książkę w innych kategoriach. Bardzo dosadnie obnaża głupotę i dziwactwo dorosłych. Wystarczy wskazać na początkującą scenę, gdzie Willy Wonka otrzymał zlecenie na zbudowanie domu z czekolady. W czym tkwi haczyk? Ano taki, że dorosły człowiek myślał, że tam zamieszka i czekolada będzie stać pomimo górującego słońca. Sądził, że się nie roztopi pod wpływem ciepła, ach, i jak tu wierzyć ludzkiej inteligencji? Historia składa się właśnie z takich pojedynczych igiełek, które kują dorosłych, jak to się stało, że dzieciaki potrafią być skromniejsze, mniej zwariowane od swoich...