"Powinieneś wiedzieć, że miłość nie cacka się z dumą. Miłość ją obala. Gdy miłość cię dorwie, zamienisz się w potulnego baranka i nic nie będziesz mógł na to poradzić (...)".
Pierwszy tom pt. "Lupo", w moich oczach, postawił wysoko poprzeczkę. Zastanawiałam się, czy "Cash" sprosta choć w jakimś stopniu moim oczekiwaniom.
Zacznę od tego, że obie te powieści oprócz wspólnego mianownika, jakim jest mafia, utrzymane są w całkowicie innym klimacie. Pierwsza część była spowita aurą tajemniczości. Oczywiście po niebezpiecznym początku, pełnym niejasności, przyszedł okres włoskiej sielanki, ale całość była taka intrygująca właśnie przez to, że nic nie było do końca pewne. Za to drugi tom już od początku był tak intensywny, że nie mogłam się oderwać od lektury. Bałam się, że może ten ogień, który zapłonął od pierwszego rozdziału, w którymś momencie się wypali, ale płonął coraz mocniej i pod koniec zmienił się w istną pochodnię.
Cały pomysł na fabułę i wykonanie, było naprawdę bardzo, ale to bardzo dobre. Prosty język i mnogość dialogów sprawiły, że tę książkę czyta się szybko.
Na pochwałę zasługuje sposób wykreowania bohaterów, bo była to wisienka na tym smacznym torcie. Uwielbiam, gdy kobiety są przedstawiane jako pewne siebie, twarde i zawzięte, a Keely była naprawdę charakterna, jak jej ogniste rude włosy. Za to Cash nie był jak typowy mafiozo, tyran i apodyktyczny władca. Oczywiście miał swoje za uszami, ale traktował Keely z szacunkiem i otoczył ją ...