Leszek Herman to autor powieści sensacyjnych, w większości mocno osadzonych w historii prawdziwej. I tak jest z “Bursztynową” - intryga oparta jest na fikcji, ale ilość prawdziwych informacji historycznych, architektonicznych, czy po prostu kulturowych, jakie autor w niej zawiera, jest naprawdę ogromna, budzi podziw. Książka należy do jednego uniwersum, w jakim autor osadza wszystkie swoje powieści, jednak jej pierwszoplanowy bohater, angielski arystokrata Johann, po raz pierwszy gra rolę przewodnią historii. I jest to bohater ciekawy, bo oddaje nam realia życia, które z jednej strony są nam dalekie (kto bym tam liczył który jest w kolejności do tronu królewskiego…), a z drugiej bliskie - jest to bohater lekko nieporadny w chwili, gdy musi sobie radzić sam. A właśnie w takiej sytuacji teraz się znajduje, musi wykraść pewne stare dokumenty z domu swojego polskiego przyjaciela… Jednak współczesna historia Johanna to tylko połowa powieści. Druga to XVII wiek i mała wioska na wyspie Uznam. Tam bohaterkami są dwie kobiety w różnym wieku, które doświadczają zdarzeń nie do końca łatwych do kategoryzacji - na pewno nie na tamten wiek, kiedy to wiara chrześcijańska mieszała się z pogańską, z wiarą w bestie i czarownice. Jest w tym i oczywiście bursztyn, ale jakie ma znaczenie? To już pozostawiam Wam do odkrycia. Przyznaję, że “Bursztynowa” to książka, przy której trzeba się czasem mocno skupić, bo ilość informacji w niej zawartych jest naprawdę duża, ale warto - nie tylko dlatego, że można się z niej czegoś nauczyć, czegoś dowiedzieć, ale po prostu dlatego, że finalnie jest to spójna, zgrabna i porywająca historia, która zapewnia naprawdę dobrą zabawę. A ja teraz mam ochotę poznać wcześniejsze powieści tego autora, by dowiedzieć się więcej o pozostałych przygodach ekipy towarzyszącej Johannowi w “Bursztynowej'!