Wilhelm Meinhold był dziewiętnastowiecznym pisarzem, dramaturgiem, doktorem teologii i ewangelickim duchownym, który przyszedł na świat u schyłku osiemnastego wieku na wyspie Uznam. Jego najbardziej znane dzieła traktują o straconej za czary Sydonii von Bork i Marii Schweidler, zwanej Bursztynową Czarownicą. O losach tej drugiej przeczytacie w publikacji, która pojawiła się na rynku w czerwcu tego roku nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Losy głównej bohaterki, Marii Schweidler, opisuje w kronikarskim stylu jej ojciec, pastor, który relacjonuje dzieje dziewczyny posądzonej o czary. Początkowo diariusz przedstawia codzienne życie duchownego i jego córki oraz mieszkańców parafii, którą się razem opiekują. Świetnie odmalowane zostają realia wojny trzydziestoletniej, a w szczególności jej skutków dla ludzi, którzy cierpią głód i biedę, ponieważ ich zapasy żywności zostały skradzione, a domy splądrowane przez walczących przechodzących przez wieś. Pewnego dnia Schweidlerówna podczas spaceru znajduje złoże bursztynu. Pastor sprzedaje wydobyty jantar, a pozyskane pieniądze zgodnie przeznaczają na pożywienie dla głodujących. Kiedy zapatrzona w Boga i skupiona na modlitwie dziewczyna odrzuca zaloty starosty Appelmanna, ten udaje się do starej lokalnej wiedźmy i wraz z nią knuje przeciwko Marii. Ich podłe działania bardzo szybko prowadzą niewinną dziewczynę na stos. Droga w stronę śmierci jest wypełniona pomówieniami, przesłuchaniami i torturami, którym Maria jest poddawana.
Ciekawostką związaną z tą książką jest fakt, iż początkowo Meinhold określał się jedynie wydawcą odnalezionego przypadkiem siedemnastowiecznego rękopisu pewnego księdza. Po wydaniu publikacji przyznał, że jest jej autorem, a opisywana historia jest fikcją literacką opartą na jego wyobraźni.
Autor bardzo dobrze opisał mechanizm tworzenia się plotki i wynikających z tego konsekwencji. Mieszkańcy wioski szybko przekazywali sobie rozsiewane przez starą wiedźmę i starostę pogłoski, a co za tym idzie zaczęli się bać znanej sobie przecież od dziecka dziewczyny, która w ich oczach do tej pory była dobra, pomocna i empatyczna. I taka myśl przychodzi do głowy: jak łatwo można manipulować ludźmi, kiedy uruchomi się u nich mechanizm lęku.
Styl, który wybrał autor, może trochę denerwować. Muszę się przyznać, że irytował mnie ten pastor i jego ulubione chyba słowo: "kochane". Po pewnym czasie miałam wrażenie, że wszystko dla niego jest kochane. Mnóstwo miejsca poświęcone zostało relacji ojca i córki, ale nigdzie nie natrafiłam na informację o tym, ile konkretnie lat ma bohaterka.
Jeśli macie tę książkę w planach, nastawcie się na to, że nie jest to prosta lektura i nie czyta się jej lekko.