Teodor Rucki jest już mocno umocowany między gangami. Ma swoją misję do wykonania i nie ma nic do stracenia, natomiast rządzi nim chęć zemsty.
Trzeci tom trylogii chicagowskiej przeniósł mnie znów do barwnych lat 20-tych ubiegłego wieku. Tęskniłam...
Jedni mają ojca chrzestnego, innym towarzyszy Tommy Shelby, a u nas jest Teodor Rucki, który robi mafijną karierę.
Grzegorz Dziedzic maluje tak realną rzeczywistość, tak prawdziwych bohaterów, że ma się ochotę szukać ich obszerniejszych biografii w internecie. Do tego ta obyczajowość tamtych czasów. Czuję się usatysfakcjonowana trylogią, lecz czy zakończeniem? Gorzką pigułkę nie jest łatwo przełknąć.
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z tą trylogią i ten cudowny powiew świeżości, który towarzyszył mi do końca. Autor postawił sobie poprzeczkę na niezłej wysokości i trudno będzie się jej trzymać przy kolejnych powieściach, których jestem bardzo ciekawa.
Ode mnie tłuste 7+/10