* Ogólnie o panach Beksińskich.
Fascynujący, nietuzinkowi, niesamowite dokonania, a przy tym normalni ludzie - z zaletami, przywarami, nadziejami, kłopotami. Oddaję obu panom hołd, zarówno Zdzisławowi, jak i Tomkowi. Doceniam Wasz dorobek, artystyczny, plastyczny, muzyczny, lingwistyczny. I wszystko mi jedno, czy woleliście kaszę, czy ryż, ile razy w tygodniu się kąpaliście i jakie były Wasze dziwactwa, czy dewiacje, o wielu z nich wolałabym zresztą nie wiedzieć. Bo po co mi to?
* Ogólnie o książce.
Monumentalna cegła. Nudna i bez polotu. Napisała Magdalena Grzebałkowska. Co? Ta Grzebałkowska? Niemożliwe!
No to w moim mniemaniu dopuściła się nie lada grzechów.
* Pierwszy grzech książki i powód do zastanowienia: jak głęboko można wchodzić opisując cudze życie? Wiele z przedstawionych dokumentów, zapisów fonograficznych nie powinno ujrzeć światła dziennego, jest moim zdaniem zbyt osobiste. Niestety nikt z tej rodziny nie może zaprotestować. Tym bardziej, że również w tej książce cytowana jest wypowiedź ojca o niechęci do obnażania się przed obcymi, do publikowania za jego życia prywatnej korespondencji. No dobrze, umarł, więc czym prędzej należało to wykorzystać?
Czytałam z niesmakiem i poczuciem, że oglądam jakiegoś cholernego Big Brothera.
Chcę wierzyć, że autorka ujawniając intymne szczegóły z życia swoich bohaterów przemyślała to. Chciałabym poznać jej racje, może nie byłabym taka skonsternowana. Czemu takie wchodzenie z butami w cudze życie jej nie mierziło?
* Drugi grzech. Po lekturze książki Tomasz Beksiński jawił mi się jako niewiele wart dziwak, wieczny chłopczyk, despota tyranizujący rodzinę i w ogóle nic dobrego. Ale pooglądałam w sieci filmiki, wywiady z Tomkiem, poczytałam o nim. Ejże, wcale nie był taki beznadziejny.
* Trzeci grzech. Autorka wzięła na tapetę doskonały materiał, który bronił się sam - dwa niesztampowe życiorysy. I utopiła wspomnienia w zalewie słów, przypisów, drobiazgów, cytatów, dokumentów. Jakby chciała udowodnić wszystkim: patrzcie jaka to ja jestem rzetelna, skrupulatna, ile sobie trudu zadałam (same przypisy to 20% objętości książki). Mocą dobrego researchu jest rzeczywiście pisanie prawdy, opieranie się na udokumentowanych faktach, ale nie rzucanie tym w oczy czytelnikom na każdym kroku.
* Czytałam półtora roku, po kilka stron dziennie, z przerwami, bo i forma, i treść była dla mnie niestrawna. Czuję się umordowana.