Nie spodziewałam się takiej lektury! Autor zupełnie mnie zaskoczył. Całkowicie i absolutnie zdobył
moje serce, przykuł uwagę. Nie sądziłam, że książkę o faunie (głównie ptaki, owady i niewielkie ssaki)
oraz florze (grzyby, mchy i porosty) będę czytać z takim przejęciem, jakbym w ręce trzymała powieść
sensacyjną. No, cóż, teraz już wiem, jak bujne życie toczy się wokół mnie. Wystarczy na chwilę (może
trochę dłużej) zatrzymać się i poobserwować. Wtedy i kowalik w samym centrum stolicy pozwoli się
zauważyć. I sikory. A o całym legionie owadów to nawet nie wspomnę. Lecz to nie wszystko. Autor
również uczy. I to nie tylko przepięknych nazw, które noszą mchy (skrętek wilgociomierczy,
pędzliczek wiejski i inne), czy grzyby, a także rośliny (stulisz żółtolica, świerząbek), lecz również co to
jest edafon glebowy, błonkówki, czy jak powstaje miód albo na czym polega system korzenny. A to
jeszcze nie wszystko. Możemy również poczytać o założeniach urbanistycznych. O odpowiednim
gospodarowaniu wodą. Niektóre tematy są zaledwie rozwiniętą definicją, lecz w jaki sposób
rozwiniętą?! Zrozumiały, klarowny, tak, że aż chce się zgłębić temat. Bardzo jestem wdzięczna
wydawnictwu, że zechciało mi zaproponować recenzowanie takiej książki. Chylę czoła przed autorem i już czekam na kolejne książki. Lekturę polecam wszystkim, nawet przygodnym pasażerom w
metrze, zatem wam również się nie zawaham. Przeczytajcie. Choćby po to, by podyskutować, po...