Oto do wioski Gallów zjeźdzają na rocznicę sąsiedzi wraz z żonami. Jest tu Naprzekorniks, Ładniks czy Superfirmiks. Każdy się wita, przytula, cieszy z przybycia. W końcu Gallowie to gościnni lud. Panowie obgadują wojny i boje, panie wymieniają się swoimi doświadczeniami. Plotkują każda z każdą, jak przekupki - z czego są znane do dziś. Potem wszyscy zasiadają do uczty - co też w tradycji przetrwało do dziś. Gość dom, to jak Bóg pod dachem. Nadmienię, GŁODNY BÓG, bo dzików i mięsiwa bez końca.
Ale, Asterix i Obelix ruszają do kumpli Rzymian, ale ci... no, ba. Uciekli. Opuścili swoje wioski z obawy przed czekającym ich łupniem. No i jak tu można być ich przyjacielem? Tak uciekać? Przyjaciele tak nie robią. Miała być zabawa w bitwę.
A przy okazji okazuje się, że w Relanium jest zbieg. CzikCziks, którego uwalniają i z którym powoli zmierzają do Korsyki.
Wspaniały komiks, który jest bardziej zabawny niż niejeden film, komedia, czy samo życie.
Bezbłędnie zmajstrowane dialogi i rysunki do każdego tekstu - niebywała uczta dla oczu. Do tego postaci, niby znane, lecz tu nie jeden raz okazuje się, że nas czymś zaskoczą.
Bajeczny komiks, który się nigdy nie zestarzeje. A co ważniejsze. Już pojawiają się numery kontynuowane przez innych autorów (prowadzących rysik i dialog jednocześnie na poziomie tym, co Goscinny i Uderzo). Bajeczne.
Uwielbiam tę parę i już. Od lat, nieprzerwanie. To jak miłość od dziecka.