Oto nadszedł czas, gdy Ania w powieści oraz serii o niej samej staje się tylko jedną z głównych bohaterek. Stery bowiem przejmują jej dzieci. To wokół ich losów kręci się ta część i to one są w centrum. Wciąż obok jest Ania i wciąż są momenty, gdy poznajemy życie rodziny z jej perspektywy, a jednak to nie jest już jej historia.
Psotny Jim, wrażliwy Walter, zupełnie różne od siebie bliźniaczki Nan i Di oraz najmłodsze, prawie nie odstające od ziemi pociechy — Shirley i Rilla. Szóstka uroczych urwisów, które dorastają pod opieką matki, jaka kocha, wspiera i rozbudza wyobraźnię. Gilbert, szanowany lekarz, rzadko bywa w domu, a zamiast niego gości tam pewna... Kłopotliwa ciotka. Pojawiają się również bohaterowie, których doskonale znamy z poprzednicy części i... Ach. Z jednej strony to już nie ta sama historia, z drugiej jednak jest niczym powrót do domu po długiej nieobecności.
Montgomery słynie z dużej wrażliwości, jaką ofiarowała swoim bohaterom. Szczegółowo kreśli ich sylwetki i sprawia, że z ludzi na papierze, przekształcają się w coś znacznie bliższego naszemu sercu. Tak jest też tym razem. Nowe pokolenie od razu kupiło moje serce, szczególnie Walter, który z dużą ilością leków musiał zmierzyć się w tym tomie. Wiecie, to już nie ta sama opowieść o Ani, ale wciąż pełna jest uroku i wciąż mi się podoba. Nie jestem w stanie nie czytać dalej, tym bardziej, że ogromnie lubię styl, w jakim Montgomery maluje świat. Jestem w zetknięciu z nim bezbronna.
...