Niepozorna czarna komedia łącząca religijnych fundamentalistów z rozpustą i parami, które nie potrafią odmówić sobie seksu przedmałżeńskiego. Adam tworzy coś na kształt alternatywnego kościoła, gdzie głosi nauki Jezusa, a jednocześnie oświadcza abstynencję seksualną. Prowadzi własne audytorium, ma swoje wierne ,,fanki'' przesyłające listy, które ochoczo, podejrzewam, wskoczyłyby do łóżka, gdyby nie wyznawały jego zasad. Spokojnie - są dziewczyny, które chętnie poznałyby prawiczka, ażeby przekonać się, że nierozdziewiczony mężczyzna to nie mit, wymarły gatunek samca przebrzmiałej epoki. Cóż, w dobie pornografii pod ręką (ofensywnych reklam oraz jednoznacznych propozycji na jedną noc) pójście pod prąd może oznaczać kłopoty i zamaskować grzech, lecz pochwała czystości nigdy nie była przedstawiona w sposób komediowy (chyba, że są takie tytuły, tylko nie miałem okazji?). Adam wierzy w czystą miłość, i dlatego nie chce spółkować z dziewczyną przed małżeństwem. Jednak jego plany odnośnie przyszłej narzeczonej będą musiały ulec korekcie, gdyż zostaje, prawdopodobnie, zgwałcona i zabita gdzieś w Afryce z ręki sadysty pod maską. Postanawia z siostrą wyruszyć do obcej kultury, której nie zna, i jest zszokowany, że widzi nagich tubylców - gwałtowne uderzenie naiwnego Zachodu z rdzennymi mieszkańcami Czarnego Kontynentu. Niby głupiutkie, a sensacja wkrada się mimochodem, a czyta się z jakimś przejęciem. Może dlatego, że powszechny seks na taśmach, między kochankami stał się zbyt mało...