Rzekoma klasyka mangowa, ale jestem na nie. Przykro mi to mówić, lecz zawiodłem się, srogo. Witamy w Neo-Tokio. Po III wojnie światowej. Na ulicach szaleją młodociane gangi motocyklistów. Trwają starcia między policją, a antyrządowymi powstańcami. Fanatycy religijni głoszą rychłe nadejście mesjasza – legendarnego Akiry. Korupcja i władza państwa w cyberpunkowym świecie, gdzie scenariusz jest wulgarny, a przygoda zamienia się w cykl body horroru z liczną czerwoną mazią na ekranie. Nie podejmuje filozoficznej ekwilibrystyki, jak cudowny ,,Eden'' (1998 - 2008) z motywami postapo. To nie Stanisław Lem z drapieżnym neuro-sceptycyzmem. Kaneda oraz Tetsuo, to, rzekomo, najlepsi przyjaciele. Podczas nocnego wyścigu spotykają dziwnego młodego chłopca o twarzy starszego mężczyzny, który jest ścigany przez szemrane typy z centralnego urzędu. Tetsuo rozbija swój motocykl i zostaje porwany przez tajne siły wojskowe. Kiedy pojawia się ponownie, Tetsuo ma oślepiające migreny, oraz posiada niesamowite moce psychiczne – co to za tajna organizacja, kim są te dziwnie wyglądające dzieciaki i kim jest Akira? Pytania wtórne, ale potrzebne, kiedy chcesz wiedzieć, skąd zamiłowanie miłośników mangi do ,,Akiry''?
Szczerze mówiąc - nie rozumiem fenomenu. To kaskada różnych pomysłów, które zostały lepiej rozwinięte w literaturze fantastycznej. Jeden z bohaterów, to jawny seksista, który zamierza zgwałcić pielęgniarkę, co jest nie tak z tymi artystami w Japonii? Postacie są jednowymiarowe, ...