Podekscytowanie, podniecenie, pewien rodzaj radosnego napięcia i uniesienia towarzyszy lekturze wierszy Marty Grunwald. Tak jest zawsze, gdy odkrywa się w poezji jakieś nowe brzmienie. Nie każdemu poecie, nie każdej poetce udaje się ta sztuka. Sztuka wciągania do gry, otwierania przestrzeni, zaproszenia do przygody. Jest w tych wierszach dobrze znana rzeczywistość, drobiazgowo opisane elementy egzystencji, o które ocieramy się codziennie, ale dojście do nich jest nietypowe, oryginalne, zaskakujące. Tak się tu zestawia przeżycia, spostrzeżenia i topografię, że powstaje rzadko spotykana poetycka jakość oparta na bystrości sceptycznego spojrzenia i dotkliwie odczuwanym dziewczyńskim resentymencie. Ta wrażliwość wyraźnie coś odsuwa, czegoś nie chce, czymś pogardza, czegoś się boi i wyraźnie cos przyswaja, akceptuje i kocha, a jej poruszenia i przygody w gęsto zabudowanym, polifonicznie zestrojonym świecie są bardzo interesujące. Niewątpliwie mamy do czynienia z narodzinami osobowości, z prześwitującą w wierszach przenikliwością, z językiem, który wybił się na niepodległość. (Karol Maliszewski)