Drugą część książki o bardzo nietypowym chłopcu i jeszcze bardziej nietypowej rodzinie zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie niż pierwszy tom. Gdy nadchodzi czas Świąt Bożego Narodzenia, a później Nowy Rok, okazuje się, że nie wszystko jest takie, jakie powinno być. Zachowanie części domowników, a później ich stan zdrowia, pozostawiają wiele do życzenia. W związku z tym Bożek wraz z Guciem (mniejszym ze stworów o wielu mackach) oraz, ku ich rozpaczy, towarzyszącym im pedantycznym do granic możliwości i wiecznie niezadowolonym ze wszystkich i wszystkiego Tsadkielem, trafia na przymusowe zimowe ferie do leśnego domku cioci Ody. Odcięci od cywilizacyjnych udogodnień będą w większości świetnie się bawić, a przy okazji odkryją nie tylko lokalne tajemnice, lecz również swoje własne sekrety.
Niezaprzeczalną gwiazdą tego tomu jest Bazyl – mały czort z wadą zgryzu, przez co niezbyt dokładnie wymawia słowa. Ale na szczęście nikt nie chce założyć kozie aparatu, bo już nie byłby tak uroczy. Miałam tyle samo zabawy z czytania dialogów tego fenomenalnego czorta, co moje dzieci z ich słuchania. Cała trójka zaśmiewała się w tym samym czasie, a teksty Bazyla przenieśliśmy do życia codziennego 😊
Podoba mi się, że autorka nie tworzy cukierkowych historii bez cienia grozy i smutku. Nie oszukuje swoich młodych Czytelników wizją świata zza różowych okularów. Wręcz przeciwnie. Odpowiednio dobranymi słowami przekazuje odbiorcom, że w życiu nie zawsze bywa wspaniale. Jej bohaterowie nie są idealni i nie raz popełniają błędy, mówią bądź robią rzeczy, za które jest im później wstyd. Lecz potrafią przyznać się do błędów, lęków czy wad. Oraz przeprosić i zawalczyć o to, co dla nich najważniejsze. Oczywiście powieść autorki to nie tylko moralne powinności ludzkiego (i nie tylko) życia. To również spora dawka humoru, rodzinnego ciepła i miłości opisana przystępnym i lekkim stylem. Zdecydowanie polecam przeczytać!
Fszpanjałej lektury, alleluja!