Gdy na drzewach zaczynają pojawiać się pierwsze zielone pączki, młody lagun budzi się z zimowego snu. Wychodzi z wykopanej pod korzeniami drzew norki, i z pomocą mocnych, chwytnych łapek, wspina się na gałęzie. Tam posila się, ogryzając listki - bogate w witaminy i minerały.
Czasami zdarza się, zwłaszcza w trakcie kwietniowych przymrozków, że to miłe zwierzątko ulegnie syndromowi "jeszcze tylko pięć minut...". Używa wtedy swojego grubiutkiego ogona, aby bezpiecznie umościć się w rozwidleniu drzewa, i uciąć sobie drzemkę.
Jak to zwykle bywa, z pięciu minut robi się godzinka albo czterdzieści - zaniepokojeni mieszkańcy miast wzywają wtedy czasami pomoc, sądząc, że lagunowi trzeba udzielić pomocy. W końcu któż by się nie zaniepokoił o taką słodką istotę! W takiej sytuacji jednak wystarczy zaparzyć świeżej kawy - bo kawa i lagun bardzo lubią swoje towarzystwo.
[Grafika. Na gałęziach drzewa puszczającego pierwsze, wiosenne pączki siedzi jakieś stworzonko. Zaklinowane jest wygodnie między rozwidleniem gałęzi. To zwierzątko to lagun - łatwo na pierwszy rzut oka pomylić je z croissantem. Jest złocistobrązowy, jaśniejszy od strony brzucha, a bardziej "przypieczony" od góry. Widać go z boku. Ma krótkie łapki, którymi obejmuje gałąź jak koala. Jeden koniec rogalikowatego ciała to jego stożkowaty łebek, z przymkniętym, rozespanym okiem. Drugi koniec to grubiutki ogon. Na plecach widać ni to skorupę, ni to kocyk, zawinięty jak croissantowe ciasto.]
Przestraszyć się tak milutkiego stworzonka, nie pojmuję. Historyjka przednia. Może ktoś napisze bajkę dla dzieci o biednym lagunie zagubionym w wielkim mieście. Mamy już portret laguna.
Chłopcy (tak mówię do swoich dwudziestoletnich koni) - przypominam, że to jest wątek Co mnie dzisiaj rozbawiło. Załóżcie sobie osobny i nazwijcie go Robaki i czosnek. Dotyczy również zdjęcia poniżej. ;-)