Miłością niesłabnącą wraz z upływem lat (to już zapewne uczucie do grobowej deski), ślepą, i jakże niespełnioną darzę Thorgala Aegirssona, który w mych latach młodzieńczych i wczesnych dwudziestoletnich miał niemały wpływ na postrzeganie płci brzydszej.
A w międzyczasie było wielu, którzy przychodzili i odchodzili, ale w jakiś tam sposób zapisali się w mej pamięci i sercu.
Gilbert Blythe za upór w zdobywaniu Ani i za prostolinijność.
Mikołajek, Ananiasz, Alcest, Kleofas i inni oraz Miziołek, Kuczmierowski, Fifa i Piroman- za łzy śmiechu i nieustające okrzyki radości.
Severus Snape, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej (rewelacyjny Alan Rickman), który od początku był dla mnie postacią ogromnie pozytywną. Charyzmatyczny, tajemniczy i niepokorny, bardzo lojalny, prawdziwy Książę Półkrwi.
Herkules Poirot za przesadny pedantyzm i szare komórki.
Sherlock Holmes za dedukcję.
Peter Diamond za dobre serce i bardzo ludzką postawę wobec innych.
Gordianus Poszukiwacz, za umiejętność lawirowania pomiędzy wielkimi antycznego świata.
Marek Dydiusz Falco i Mordimer Madderdin za zaangażowanie i entuzjazm zawodowy, ale przede wszystkim za ogromne poczucie humoru i cięty język.
Warszawiak, Zabawa, Orsaczek i Dziewiątka- za wolę walki, próbę przetrwania w nieziemsko trudnych warunkach i za męską przyjaźń.