“Jak mówimy o kimś "babcia" albo "mama", "wujek" czy "pan dyrektor", dostrzegamy w nim wyłącznie to, co ma związek z tą funkcją. Nie widzimy tego kogoś jako człowieka, tylko jako osobę odgrywającą wobec nas pewną rolę.”
Książka zaczyna się jak film Hitchcocka – od trzęsienia ziemi. Rodzinnego trzęsienia ziemi. (…) A potem, jakby powiedział mistrz suspensu, napięcie rośnie… Rozładowywane skutecznie częstymi wybuchami...