“Czas – przeciąg. Albo: czas – ogrom bezlitosnego powietrza, co mnie gnało i gnało, płowiło barwy i wywiewało wspomnienia; konsekwentnie wywiewało ze mnie tu i teraz. Robiło z poniedziałków piątki, soboty rozdygotane czekaniem na wieczór, trwające kilka chwil niedziele. Zmieniało oszronione policzki w strużkę potu między piersiami, gdy nagle początek czerwca i stoję ściśnięta między ludźmi w chyboczącym się na szynach tramwaju. Zamykam oczy, liczę do dziesięciu, wdech, do trzydziestu liczę i myślę tylko, żeby nie zemdleć, nie zemdleć, nie paść trupem na lepką od brudu tramwajową podłogę.”
To się może zacząć od tego, że masz mało lat, ale jednocześnie na tyle dużo, żeby wiedzieć, że nie pasujesz. Nowa miejscowość, nowa szkoła - wszystko uwiera, wszystko szepce o tym, że nie jesteś stą...