Cytaty Terry Pratchett

Dodaj cytat
"– Chciałem powiedzieć (...) że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Bogowie nie lubią ludzi, którzy nie pracują. Ludzie, którzy nie są przez cały czas zajęci, mogliby zacząć myśleć.
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Skromność to tylko zamaskowana arogancja
Wszyscy powiedzieli to samo, co ty. Zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem.
Cox popatrzył po zebranych i ukłonił się z wymyślnym wymachem ręki jak muzyk, który właśnie odegrał szczególnie trudny koncert fortepianowy. Najeźdźcy spoglądali jednak na niego, jak gdyby był małym chłopcem dumnym z tego, że właśnie się zsikał.
Bogowie cię zawiedli. Nie było ich, kiedy ich potrzebowałeś. I tyle, to wszystko. Oddawać im teraz cześć to jak klękać przed zbójami i mordercami.
Był tego rodzaju tchórzem, który kopnąłby trupa, wiedząc, że ten mu nie odda.
Kolejną cechą babki było przekonanie, że rozmowa polega na słuchaniu jej przez druga osobę, toteż nawet najłagodniejsze wtrącenia wydawały jej się jakimś dziwacznym, zdumiewającym odwróceniem naturalnego porządku, jak latające świnie.
W kościele parafialnym ludzie zwykle zachowywali się bardzo cicho. Może obawiali się, że zbudzą Boga, a wtedy zacznie zadawać im podchwytliwe pytania [...].
A więc dawno temu jakaś kobieta nauczyła go dobrych manier, a on odwdzięczył jej się, wyrastając na gnidę, złodzieja i mordercę.
Nie chcę, żeby umarł! Jak będzie martwy, nie będę mógł na niego krzyczeć!
Ranek był jaśniejszym odcieniem nocy. Mau czył się, jakby w ogóle nie spał, skulony na ziemi wśród szerokich liści palmy kokosowej, na pewno jednak chwilami jego ciało i umysł wyłączały się, jak gdyby robiły próbę generalną przed śmiercią. Obudził się, a może ożył przy martwym, szarym świetle, zesztywniały i zziębnięty. Fale ledwie się wybrzuszały przy brzegu, morze zaś miało tę samą barwę co niebo, które wciąż płakało.
Pan Black strzepnął trochę śniegu ze swojej zasłony.
- Ta drobniejsza jest służącą jak mniemam, że kobietą. Ta wyższa, której pański prezes tak bardzo pragnie się przypodobać, jest głównym udziałowcem w waszej linii żeglugowej, a także matką następcy tronu. To prawdziwa dama, chociaż moje ograniczone kontakty z nią wskazują, że jest po trosze Boudiką bez rydwanu, Katarzyną Medycejską bez zatrutych pierścieni i Attylą, wodzem Hunów, bez jego wspaniałego zamiłowania do zabawy. Niech pan nie gra z nią w karty, bo kantuje jak szuler z Missisipi, niech pan nie częstuje jej sherry, niech pan robi wszystko, o co prosi, a może wszyscy przeżyjemy.
Żałowała, że nie ma talentu Pilu; on potrafił sprawić, że potknięcie się o kamień brzmi jak niesamowita przygoda.
[...] wszystko umiera, jeśli patrzeć na to odpowiednio długo.
I wtedy mały niebieski krab pustelnik opuścił swoją skorupę i pomknął po piasku, szukając nowej, ale nigdzie jej nie było. Ze wszystkich stron ciągnął się jałowy piasek, krab mógł więc tylko biec...
- Jestem po prostu wdzięczny, że żyję.
- Wdzięczny? Komu?
- No to zadowolony! Zadowolony, że wszyscy przeżyliśmy i smutny, że pozostali zginęli. Ty za to jesteś wściekły, ale co ci przyjdzie z tej złości?
Dlaczego zadajesz tyle pytań, Mau? Bo chcę tyle samo odpowiedzi!
- Może czasem coś jest prawdą, ale nie do końca? – zasugerowała.
- Nie. Tak mówią ludzie, kiedy chcą wierzyć w kłamstwa – stwierdził kategorycznie Mau. – I zwykle wierzą.
On się mnie boi, pomyślał Mau. Nie uderzyłem go ani nawet nie podniosłem na niego ręki. Chciałem tylko, żeby pomyślał inaczej, a teraz się boi. Myślenia. To czary.
(...) zauważyłem, że myślisz. Niewiele osób myśli, tak n a p r a w d ę. Tylko im się wydaje, że myślą.
Nie trzeba było znać Pilu długo, żeby zauważyć, że płynie przez życie jak kokos przez ocean. Zawsze się wynurza. Biło w nim jakieś naturalne źródło radości. Smutek, jak chmura w słoneczny dzień, szybko przemijał. Przygnębienie było schowane gdzieś głęboko, zamknięte w klatce i owinięte kocem jak papuga kapitana. Z niewesołymi myślami rozprawiał się bardzo prosto: nie dopuszczał ich do siebie. Jak gdyby ktoś do ciała chłopca włożył mózg psa (...).
Gdzieniegdzie na skraju ogrodów stały chaty. Mau podchodził do nich ostrożnie, z coraz większym niepokojem. Ktoś powinien na niego krzyczeć, jakaś starucha powinna wskazywać na niego palcem i mamrotać, a on powinien uciekać bardzo szybko, osłaniając dłońmi krocze, tak na wszelki wypadek.
Czasem się śmiejemy, bo nie mamy już siły na płacz. Czasem się śmiejemy, bo zasady poprawnego zachowania przy stole na plaży wydają się zabawne. A czasem się śmiejemy, bo żyjemy, chociaż nie powinniśmy.
Zawsze się trzymasz na uboczu. Ale zauważyłem, że myślisz. Niewiele osób myśli, tak n a p r a w d ę.
Wciąż jednak Imo nie był zadowolony, rzekł więc: Jestem jak dziecko bawiące się w piasku. Ten świat jest niedoskonały. Nie miałem żadnego planu. Wszystko jest nie tak, jak trzeba. Ugniotę świat w dłoniach i ulepię lepszy.
Locaha powiedział jednak: Glina wyschła. Ludzie zginą.
Imo uniósł się gniewem i zapytał: Kim jesteś, żeby mi się przeciwstawiać?
To bardzo ważna życiowa zasada. Musicie ciągle zadawać pytania.
Jeśli chcecie złożyć ofiarę – powiedział później – złóżcie ją ze swojego czasu na ołtarzu wspólnego dobra.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl